Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Fatyma

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Wysocki
Tytuł Fatyma
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Data wydania 1893
Wydawnictwo G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: Pobierz Cała część I jako ePub Pobierz Cała część I jako PDF Pobierz Cała część I jako MOBI
Cały zbiór
Pobierz jako: Pobierz Cały zbiór jako ePub Pobierz Cały zbiór jako PDF Pobierz Cały zbiór jako MOBI
Indeks stron
Włodzimierz Wysocki.jpg


FATYMA.

Wśród nagiej, bezbrzeżnej pustyni zbłąkana,
Pod grozą niechybnej zagłady,
Jak szereg milczących widm — szła karawana,
Za którą zamiatał wiatr ślady.
I oto po długich wysiłkach i trudzie,
Od dawna bez wody kropelki,
Upadły wielbłądy, pokładli się ludzie,
Wołając: Bóg wielki! Bóg wielki!
Lecz cichły wołania i jęki wśród tłumu
Tonących w piasczyste topiele,
A piaskiem gorącym powiewy Samumu
Zatkały ich suche gardziele.
Jak wichry po niebie, jak fale po morzu,
Gdy z więzów rozkiełza je burza,
Latają po żółtem pustyni przestworzu
Ruchliwe pagórki i wzgórza.
Już wpadły na obóz!... Zpod zaspy pokrowca
Już ledwie gdzie-niegdzie wygląda:
Tu ramię, tam zawój biednego wędrowca,
A ówdzie garb juczny wielbłąda.
Dzień wreszcie się skończył, przygasły upały,
Noc gwiazdy zatliła w eterze,
Samumy, jak sępy, hen gdzieś odleciały
Na swoje nieznane nocleże.
Chłód nieco ocucił omdlałych: słabemi
Rękami się grzebią zpod piasku,
I jęcząc, daremnie próbują wstać z ziemi,
Ach, może skonają do brzasku.
— „O, Ałłah, o Ałłah! — ozwały się głosy
Wśród ciszy nocnego pomroku —

„O, Ałłah, daj wody... choć kroplę daj rosy!
Litości, o wielki Proroku!“

Znękana, jak inni, sił zbieram ostatki
I w lawie sypiącej się grzebię,
Nareszcie powstałam... I słyszę głos matki:
— „Fatymo! idź ciągle przed siebie!
„Idź córko, aż dojdziesz pustyni wybrzeży:
„Tam góra jest, strome urwiska,
„Zpod skały, w ukryciu, tam czysty i świeży
„Zdrój wody żywota wytryska.
„Ten zdrój nie wysycha ni latem, ni zimą,
„I mocy cudownej nie traci, —
„Zeczerpnij i przynieś tej wody, Fatymo,
„Dla matki spragnionej i braci“.
Posłuszna rozkazom, puściłam się w drogę.
Ach, prowadź mię, prowadź; Arjelu!
Bo wątpię, czy trudy podróży tej zmogę,
Ach wątpię, czy dotrę do celu!
I szłam tak przed siebie, bezsilna, mdlejąca,
Krok chwiejny stawiając nieśmiało;
Przedemną pustynia leżała bez końca,
A niebo gwiazdami mrugało.
Wciąż idę, lecz czuję, jak sił mi ubywa
I nogi zaledwie się wleką,
Potykam się często, zataczam półżywa, —
Do źródła tak jeszcze daleko!
Już mącą się myśli, zginają kolana —
I oto w rozpaczy i strachu
Upadłam!... O bracia, o matko kochana!...
Niedobry, okrutny Ałłachu!...
Leżałam bezwładna, gdy w głębiach pomroku,
Co przestwór pustyni obleka,
Ujrzałam mgłę jakąś w postaci obłoku
O kształtach olbrzymich człowieka.
Ów człowiek obłoczny z półświateł, półcieni,
Jak chmura już zbliża się zdala,
Co chwila wyraźniej wypływa z przestrzeni
I kształty pewniejsze ustala.
I rośnie co chwila tych kształtów potęga,
Już postać się wzniosła ogromnie,
Już głową w zawoju do nieba dosięga
I idzie wprost do mnie, wprost do mnie!
W zadumie, z poważnem idzie do mnie licem,
Zapatrzon gdzieś w przestrzeń oczyma,
A z nieba zlatuje rój gwiazd wraz z księżycem
I czoło otacza olbrzyma.
— To Ałłah! to Ałłah!... — szepnęłam i trwogą
Śmiertelną zabiło mi łono:

Ach! on mię nadepce olbrzymią swą nogą
I będę jak robak zmiażdżoną!
Lecz on się pochyla, podnosi omdlałą
I rzecze: „Uspokój się w trwodze!
„Wołania twe, córko, me ucho słyszało
„I oto z pomocą przychodzę:
„Ja cząstki wszechmocy w malutkiej iskierce
„Twojemu dziś sercu udzielę;
„Moc twórcza, cudowna ożywi to serce:
„Ukochasz — i będziesz módz wiele“.
To rzekłszy, do serca się dotknął mojego
I nagle uczułam w swem łonie,
Że prądy wzmożone krwi świeżej w niem biegą
I jakaś niezwykła moc płonie.
Uczułam, żem silna, odważna, jak męże,
A serce, miłością wezbrane,
Wierzyło, że trudy najcięższe zwyciężę
I wody żywiącej dostanę.
Puściłam się tedy przez piasków roztopy
Po nagiej, bez końca przestrzeni,
Nie bacząc na ciernie krwawiące me stopy,
Na ostrza sterczących kamieni;
Nie bacząc na wycia w pobliżu szakali,
Na hyen skomlenia, lwie ryki,
Szłam ciągle, wciąż dalej przed siebie i dalej
W pustyni bezludnej i dzikiej,
Aż przyszłam nareszcie do celu... Już świtu
Rumieniec zakwitał na niebie,
Gdy weszłam na górę, stanęłam u szczytu
I okiem rzuciłam za siebie.
Przedemną płaszczyzna leżała przebyta,
Ginąca gdzieś w mgłach widnokręga,
A na niej przez całą jej długość wykwita
Barwista, wijąca się wstęga.
I okrzyk zdumienia wydało me łono:
Ujrzałam z wyżyny wyniosłej,
Że z piasku, gdziem nogą stąpała skrwawioną,
Na śladach mych kwiaty wyrosły!...


Kijów.Włodzimierz Wysocki.



Upominek - ozdobnik str. 96.png




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Włodzimierz Wysocki.