Uwaga |
---|
Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Tom I/Część druga/XXXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wydania | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
{{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/307|X231|}} — Bawią mnie twe engonements... — rzekła księżna — chodźmy jednak lepiej z powrotem — zauważyła po chwili, spostrzegając Lewina, idącego ku nim w towarzystwie kobiety, z którą bawił na wodach, i doktora; z tym ostatnim Lewin głośno i z gniewem rozmawiał; gdy księżna i Kiti wracały się, usłyszały nagle już nie głośną rozmowę, lecz krzyk. Lewin, zatrzymawszy się, krzyczał, doktór również podniósł głos. Publiczność zaczęła zbierać się koło nich; księżna i Kiti oddaliły się prędko, pułkownik zaś podszedł bliżej, chcąc się dowiedzieć o przyczynie zajścia. Po upływie paru minut pułkownik dopędził swe panie.
— Co się tam stało? — zapytała księżna.
— Wstyd i hańba doprawdy! — odrzekł pułkownik — lękam się zawsze jednej rzeczy, mianowicie spotykania się za granicą z Rosyanami. Ten wysoki jegomość pokłócił się z doktorem, nagadał mu niegrzeczności, że nie tak go leczy jak powinien i zamierzył się na niego kijem. Wstyd doprawdy!
— W istocie bardzo nieprzyjemne zajście — zauważyła księżna — i jakże skończyło się?
— Bogu dzięki — wtrąciła się do tego ta... ta w kapeluszu podobnym do grzyba... — ta Rosyanka, jak się zdaje — odpowiedział pułkownik.
— Mademoiselle Wareńka... — podpowiedziała mu uradowana Kiti!
— Tak, tak... ona przybiegła najpierwsza, wzięła tego pana za rękę i zabrała z sobą...
— Widzi mama... — zwróciła się Kiti ku matce — a mamę zawsze dziwi, że ja zachwycam się nią.
Następnego dnia, przypatrując się swej nieznajomej przyjaciółce, Kiti zauważyła, że mademoiselle Wareńka jest już z Lewinem i jego towarzyszką na tej samej stopie, na jakiej była i z innymi swemi protegés. Mademoiselle Wareńka podchodziła do nich, rozmawiała z nimi i służyła za tłumaczkę Maryi Mikołajewnie, która nie znała żadnego cudzoziemskiego języka.
Kiti zaczęła jeszcze usilniej prosić matkę, aby zezwoliła jej na zawarcie znajomości z Wareńką. I choć dla księżnej było nadzwyczaj drażliwą kwestyą zdawać się szukać przyjemności w poznaniu się z panią Stahl i czynić ku niej pierwszy krok, chociaż pani Stahl pozwalała sobie drożyć się ze swoją osobą, jednak księżna wypytywała się wszystkich znajomych o Wareńkę i dowiedziała się o niej rozmaitych szczegółów, z których można było wywnioskować, że niema nic niepożądanego w zaznajomieniu się Kiti z Wareńką, jak również i niewiele pożądanego. Księżna sama podeszła pierwsza ku Wareńce i poznała się z nią.
Skorzystawszy z chwili, gdy córka poszła do źródła, a Wareńka zatrzymała się koło sklepu piekarza, księżna zbliżyła się ku niej.
— Niech mi pani pozwoli zapoznać się z sobą — rzekła hrabina z uśmiechem pełnym godności — ale córka moja zakochała się w pani. Pani zapewne nie zna mnie, jestem...
— W każdym razie nie bardziej niż ja w niej, księżno — odparła z uśmiechem Wareńka.
— Pani wyświadczyła wczoraj ogromną przysługę naszemu nieszczęśliwemu ziomkowi!... — mówiła księżna.
Wareńka zarumieniła się.
— Nie przypominam sobie, zdaje się jednak, żem nie wyświadczyła żadnej przysługi — odparła.
— W jaki sposób uchroniła pani tego nieszczęśliwego Lewina od nieprzyjemności?
— Sa compagne zawołała mnie, a ja postarałam się uspokoić go: jest to człowiek bardzo chory i niezadowolony ze swego doktora, a ja przyzwyczaiłam się do tego rodzaju chorych.
— W istocie słyszałam, że pani mieszka w Mentonie z panią Stahl, ze swoją ciotką, jak mi się zdaje. Znałam jej belle soeur...
— Pani Stahl nie jest moją ciotką; nazywam ją maman, choć niema między nami żadnego pokrewieństwa: pani {{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/310||X231}}