Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/310

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


FRANEK I JEGO KURA.

Alfred Konar.jpg


Kucharka Katarzyna miała już swoją zwykłą taktykę. Godząc się do nowej służby, nie wspominała, iż ma syna. Pracowała tylko bardzo gorliwie, gotowała smacznie, robiła, co do niej należało, a przed panią jak trusia milczała. Państwo byli nią zachwyceni.
Wtedy to dopiero pojawiał się w kuchni za piecem 8-letni Franek, jak gdyby pojmujący już swoje położenie i zdający się mówić:
— Przepraszam was wszystkich bardzo, że ja żyję na świecie. Ale cóż robić? Doprawdy, to nie moja wina.
Państwo patrzyli na niego przez palce. I Franek rozkwaterowywał się na dobre. Zajmował miejsca doprawdy nie wiele. Sypiał na kufrze, na który Katarzyna układała specjalnie dla niego uszyty sienniczek cienki, jak dla psiaka. Zakrywał się jej starą zimową kiecką.
Przez cały dzień słychać go nie było. Siedział w kącie za piecem i strugał nożem drewko, czasami w starym naparstku matki robił babki z piasku. A kiedy matka, będąc w złym humorze, szturchnęła go nieraz, lub krzyknęła „ucz się!“ — znosił wszystko z filozofją: brał do rąk zbrukany elementarz i powtarzał bez końca: B-A Ba, B-A Ba, myśląc, co prawda, zupełnie o czem innem, a raczej nie myśląc o niczem. Był to oryginał skończony. Dość spojrzeć było na niego. Choć miał lat ośm, wyglądał najwyżej na lat sześć. Mały był a cienki, jak szczapa. Nogi i ręce miał jak dwa piszczele, głowę nieforemną, piersi wklęsłe, brzuch wydęty — ot, jak zwykle dziecko oddane na mamki, a które uparło się, aby nie umrzeć. Buty w rzadkich uroczystościach matka mu wkładała. A były one zwykle kupowane na wyrost, zbyt duże i ciężkie. I Franek dziwnie w nich nogi stawiał, a stąpając, wysoko je do góry podnosił, stukał przy tem i uśmiechał się i brzuch jeszcze więcej wypinał.

Chodził zwykle w zbrukanem i wyrośniętem ubranku niebieskiem aksamitnem z pozostałemi już niewieloma mosiężnemi guziczkami, które matka kupiła dla niego u jakiejś tandeciarki.

298