Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/135

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została skorygowana


liśmy nareszcie z Krakowa, ciągnąc na Lublin ku domowi. Jechaliśmy razem, a im więcej zbliżaliśmy się, ja do Wólki, a pan Nałęcz do swoich, tem smutniej nam było, bośmy zgóry wiedzieli, co nas czeka. Znał chorąży bardzo dobrze rodzinę i nie mylił się. Nimeśmy się dostali na Podlasie, już nas poprzedziły głosy o tem, co zaszło: wielu szło, jak my, powracających, którzy też niestworzone rzeczy pletli, osobliwie na owo małżeństwo Nałęcza i o żonie jego. Nie mogli bracia starszemu woli odebrać, ale larum ogromne uczynili między swymi przeciwko małżeństwu, zaklinając się, że z bratem, który jakąś niewolnicę pojął, nigdy do stołu nie siędą, a obrusy przed nim porzeżą. Doszło ich i to, że ze mną jechał, że na moje ożenienie się zgadzał; a bodaj, czy ich to gorzej od pierwszego nie zabolało. Woleliby byli, aby siostra w klasztorze pozostała, a majątek na nich przypadł, miarkując, że, gdyby brat mi nie pomagał, możeby się na tem skończyło.
Myśmy, ciągnąc ku domowi, wcale o tem nie wiedzieli, ale podróż była smutna i — gdyby jej wesołość chorążyny, która, jak dziecię, bawiła się lada czem, nie ożywiała — obu nam małoby się na łzy nie zbierało...
W Lublinie stanęliśmy gospodą przy Grodzkiej ulicy, a że na wozach pełno było tureckich zdobyczy, namioty widne, buńczuki w miechach i t. p., więc ludu się dosyć za nami cisnęło, aby nas oglądać. Ledwieśmy się wtoczyli w dziedziniec, kazawszy bramę zamknąć, słyszymy, dobija się ktoś. Skoczę z woza, widzę... szlachcic. Poznałem go zaraz, że był od Nałęczów, bo widywałem go często u nich. Zwał się Marszewski, a myśmy go tam