[10]
SONATINA.
LARGHETTO.
Szarą, wątłą ludzkiego żywota
Pani Parka zwija nić powoli;
Żmudną pracą gnuśnie się mozoli,
To znów szybko ją na kłębek mota.
Wieki całe trwa już ta robota;
Coraz krótsze nici idą w koléj,
Coraz więcej szychu, a mniej złota
W tem pasemku nikłem ludzkiej doli.
Pani Parko! nie mdlejąż ci ręce?
Sporoż jeszcze lnu masz na kądzieli?
Przeszły lata młodzieńcze, dziecięce;
Już siwizny szron nam głowy bieli...
Możebyśmy też już spocząć chcieli
Po tej życia tak rozkosznej męce?
ADAGIO.
Raz wraz się sztafaż krajobrazu zmienia:
Życiowych syte prób,
Z widowni świata nikną pokolenia
I cicho schodzą w grób.
O ziemio-matko, pocoś nas rodziła,
Gdy grzebać wszystkich masz?
Pędzisz hen w przestwór jak wielka mogiła,
Jak cmentarz wspólny nasz.
Jak straszny upiór krążysz wciąż po niebie,
Pośród niebieskich ciał,
Wciąż nowe siły dajesz w swoim chlebie
I wciąż do życia wzniecasz nowy szał,
Nęcisz i wabisz, przykuwasz do siebie,
By Stwórca-Moloch dosyć ofiar miał!
[11]CODA.
A jednak trzeba śmiało naprzód iść,
Mozolnie kończyć życia dzieło wszczęte
I schnąć i padać, jak jesienny liść,
Jak polne kwiaty w pełnej krasie ścięte.
A plon mozolnych owych długich lat,
Co pozostanie po nas tu na ziemi,
W przeobrażeniach swych pochłonie świat,
Lub z popiołami zmiesza rozwianemi.
I oto dola jest tej tłuszczy szaréj,
Co pada jako trawa pokosami,
Wciąż pełna pychy i pełna ofiary;
I tajemnicza wciąż ją przyszłość mami,
Niepomną ziemia czem i czem my sami
Wobec najmniejszej z gwiazd hen nad gwiazdami.
Warszawa.Czesław (Czesław Jankowski).