Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Pies i wrona

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Pies i wrona
Podtytuł Bajka
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
cykl Na nutę satyry
Data wydania 1900
Wydawnictwo Jan Fiszer
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: Pobierz Cały cykl jako ePub Pobierz Cały cykl jako PDF Pobierz Cały cykl jako MOBI
Cały tom I
Pobierz jako: Pobierz Cały tom I jako ePub Pobierz Cały tom I jako PDF Pobierz Cały tom I jako MOBI
Indeks stron
Pies i wrona.
Bajka.

Do swej budy drewnianej łańcuchem przykuty
Na podwórku letniego mieszkanka,
Wygrzewając się gnuśnie w promieniach poranka,
Stary brytan wesołe wyszczekiwał nuty.
Tuż po zeschłych gałęziach suchotniczej brzozy
Skakała sobie wrona, ciekawa kumoszka,
I rzecze: „Mości Burku, twoja dola gorzka
Pełną jest hańby i grozy.
Będąc domu ochroną i usługą panu,
Masz ledwie prawo chodzić wzdłuż tego parkanu.
Rozpęd skoku i wolność twych ruchów
Skrępowały nieliczne ogniwa łańcuchów.
Świat jest wielki, podwórzec malutki,
A twój łańcuch tak niezmiernie krótki,
Że nie możesz przemierzyć nawet i podwórka…
Cóż więc w tak dobry humor wprawia pana Burka,

Że w obroży, zaklęte zataczając koło,
Szczeka wesoło?“

A na to Burek: „Mościa pani wrono,
Co przechadzasz się z pompą pod liści koroną,
Powiem ci szczerze:
Ze słów mi twoich wieje przykry zapach buntu,
Fruwając lekkomyślnie w nadziemskim eterze,
Nie tknęłaś widać nigdy filozofii gruntu.
A zkąd wiesz, być może,
I ja rwałem niegdyś tę krzepką obrożę;
Może-m się dobrze skaleczył,
Gdy ogniwa łańcucha w szyję mi się wpiły;
Może-m już stargał siły,
Może-m się z marzeń uleczył?!
I wiem dziś, że pobrzęk łańcucha
Jest potrzebą psiego ucha,
Wiem, że głębokim, niezbitym pewnikiem
Jest ten, że przestrzeń podwórka
Mierzy się długością żelaznego sznurka,
Że obroża zwie się naszyjnikiem,
A naszyjnik nie może być duszy chorobą,
Skoro jest ciała ozdobą!
Wiem, i w dytyrambie śpiewałem przed panem,
Że buda i parkan to dobra realne,
A to, co jest za parkanem,
To, jak powiada Spencer, — jest niepoznawalne!
Więc może zechce pojąć Jejmość pani wrona,

Że kawał łańcucha,
Jest rodzajem ogona,
Który idzie od ucha!“

Umilkł, a naówczas odrzecze kumoszka:
„Mówiłeś nader mądrze…
Słuchając, dziób utkwiłam w filozofji jądrze.
Wszystko to może prawda, jednak bardzo gorzka,
Więc jednego nie pojmę, czemu z sercem chrobrem
Konieczność nazywasz dobrem?
I wciąż jeszcze w zadumie trę łapkami czoło,
Nie wiedząc, jaki dasz dowód,
Że łańcuch ma stanowić do uciechy powód?!…
Nie rozumiem, dlaczego szczekałeś wesoło!


1897 r.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.