Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Tom II/Część piąta/XXIV

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wydania 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: Pobierz Cały tom II jako ePub Pobierz Cały tom II jako PDF Pobierz Cały tom II jako MOBI
Cały tekst
Pobierz jako: Pobierz Cały tekst jako ePub Pobierz Cały tekst jako PDF Pobierz Cały tekst jako MOBI
Indeks stron


{{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/395|X524|}} Karenin stał właśnie we drzwiach i rozmawiał z jednym z najbardziej wpływowych członków Rady państwa.
— Szczęśliwy i zadowolony, jak miedziany groszak — dodał staruszek, przestając mówić, aby przywitać się z atletycznie zbudowanym szambelanem.
— Ależ on postarzał się — zauważył szambelan.
— To z powodu kłopotów: pisze teraz nieustannie projekty. Nie puści już tego nieszczęśliwego, dopóki mu nie wyłoży wszystkiego, punkt po punkcie.
— Jakto postarzał? Il fait des passions. Zdaje mi się, że hrabina Lidya Iwanowna jest teraz zazdrosną o niego...
— Gdzietam! Bądźcie panowie łaskawi nie mówić nic złego o hrabinie Lidyi Iwanownej!
— Przecież to nic złego, że kocha się w Kareninie.
— A czy to prawda, że Karenina bawi tutaj?
— Ściśle mówiąc — nie tutaj w pałacu, ale w Petersburgu; wczoraj spotkałem ją, jak szła z Aleksiejem Wrońskim przez ulicę Morską, bras dessus, bras dessous.
C’est un homme, qui n’a pas... — zaczął mówić szambelan, lecz urwał, ustępując się i kłaniając przechodzącemu wielkiemu księciu.
W ten sposób, nie przestając ani na chwilę, rozmawiano o Aleksieju Aleksandrowiczu, krytykując go i szydząc z niego, a on tymczasem, zastąpiwszy drogę złapanemu członkowi Rady państwa, wykładał mu ze wszystkimi szczegółami nowy swój projekt finansowy.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy żona wyjechała z Wrońskim, Aleksieja Aleksandrowicza spotkał najprzykrzejszy wypadek, jaki może wydarzyć się człowiekowi, pnącemu się po drabinie urzędniczej; postępowy ruch awansów przerwał się; fakt ten miał rzeczywiście miejsce i wszyscy wiedzieli o tem. Sam jednak Aleksiej Aleksandrowicz nie zdawał sobie sprawy, że karyera jego jest już skończoną. Nie wiadomo, co było przyczyną tego: czy nieporozumienia ze Stremowym, czy nieszczęście z żoną, czy poprostu Aleksiej Aleksandrowicz osiągnął już kres swój; wszyscy jednak byli już przekonani, że karyerę jego należy uważać za skończoną.
Karenin zajmował wciąż wybitne stanowisko, był członkiem wielu komisyj i komitetów, był już jednak człowiekiem zużytym, po którym nikt nie spodziewał się już niczego. Wszystkich projektów jego słuchano w taki sposób, jak gdyby to, co on proponuje, było już oddawna wiadome całemu światu i na nic nikomu nieprzydatne.
Ale Aleksiej Aleksandrowicz nie widział tego, i teraz właśnie, gdy odsunięto go od bezpośredniego udziału w sprawach państwowych, dostrzegał dokładniej, niż dawniej, błędne i fałszywe kroki w postępowaniu innych, i uważał sobie za obowiązek wskazywać środki, mające na celu zapobieganie fatalnym skutkom tych błędów. Wkrótce po wyjeździe żony zaczął pisać swój referat o nowych sądach; referat ten był pierwszym z całej litanii referatów, jakie sądzono było Aleksiejowi Aleksandrowiczowi napisać, a których nikt nie brał na seryo.
Aleksiej Aleksandrowicz, niedość że nie zauważył rozpaczliwego swego położenia w świecie urzędniczym i nie martwił się niem, ale jeszcze bardziej niż zwykle był zadowolony ze swej działalności.
„Żonaty myśli o rzeczach światowych, jak przypodobać się swej żonie, nieżonaty zaś o Bogu, jak przypodobać się Bogu“ — powiada apostoł Paweł, i Aleksiej Aleksandrowicz, który teraz we wszystkich swych postępkach miał za przewodnika Pismo Święte, przypominał sobie często ten wiersz. Zdawało mu się, że z chwilą, gdy został bez żony, pisaniem swych projektów i referatów bardziej, niż przedtem, zasługuje się Panu Bogu.
Aleksiejowi Aleksandrowiczowi nic nie przeszkadzało, że członek Rady państwa nie zwraca najmniejszej uwagi na jego opowiadanie, i przestał mówić wtedy dopiero, gdy senator, korzystając ze zbliżania się jednego z wielkich książąt, odsunął się zręcznie od niego.
Po odejściu dostojnika, Aleksiej Aleksandrowicz pochylił głowę, zebrał rozprószone myśli, obejrzał się z roztargnieniem dokoła i skierował się ku drzwiom, koło których spodziewał się znaleźć Lidyę Iwanowną.
„A jacy oni wszyscy silni i zdrowi“ — pomyślał Aleksiej Aleksandrowicz, przyglądając się olbrzymiemu szambelanowi z rozczesanemi, gęstemi i pachnącemi bokobrodami i czerwonej szyi, opiętego w ciasny mundur księcia. „Słusznie powiedziano, że wszystko na świecie jest złem“ — pomyślał, spoglądając raz jeszcze z niechęcią na łydki szambelana.
Aleksiej Aleksandrowicz, suwając zwolna nogami, ze zwykłym sobie wyrazem znużenia i osobistej godności, ukłonił się tym panom, rozmawiającym właśnie o nim, i spoglądając na drzwi, szukał oczyma hrabiny Lidyi Iwanownej.
— A, Aleksieju Aleksandrowiczu! — odezwał się staruszek, uśmiechając się złośliwie, gdy Karenin zrównał się z nim i obojętnie skinął mu głową — nie winszowałem jeszcze panu — rzekł, wskazując na wstęgę.
— Dziękuję panu — odparł Aleksiej Aleksandrowicz. — Śliczną pogodę mamy dzisiaj — dodał, kładąc nacisk na wyraz „śliczny.“
Aleksiej Aleksandrowicz wiedział, że oni śmiali się z niego, nic się już jednak nie spodziewał od nikogo prócz nieżyczliwości, a zresztą przywykł już do niej.
Ujrzawszy wystające z gorsetu żółte plecy hrabiny, która stanęła w tej chwili na progu, oraz jej śliczne smętne oczy, Aleksiej Aleksandrowicz uśmiechnął się, pokazując swe białe, nie zepsute zęby, i podszedł ku niej.
Lidya Iwanowna miała dzisiaj, jak w ogóle w ostatnich czasach, sporo kłopotów ze swoją toaletą. Toaleta jej miała obecnie na celu zupełnie co innego, niż trzydzieści lat temu. Wtedy chciała tylko ozdobić się czembądź, i im bardziej, tem lepiej. Teraz zaś miewała na sobie zawsze tyle strojów, wręcz niestosownych ani do jej lat, ani do jej figury, że myślała tylko o tem, aby różnica pomiędzy temi ozdobami a jej powierzchownością nie była zbyt uderzającą. Co do Aleksieja Aleksandrowicza, osiągnęła swój cel i zdawała mu się być pociągającą; była ona dla Karenina jedyną oazą, nietylko przyjaźni, ale i miłości, wśród tej pustyni niechęci i szyderstw, jaka go otaczała.
Przechodząc pod ogniem pogardliwych spojrzeń, Aleksiej Aleksandrowicz instynktownie zwracał się ku jej zakochanemu wzrokowi, jak roślina ku słońcu.
— Winszuję panu — rzekła Lidya Iwanowna, wskazując oczyma na wstęgę.
Aleksiej Aleksandrowicz wzruszył ramionami, powstrzymując się od uśmiechu zadowolenia i mrużąc oczy; zdawał się mówić, że rzecz tego rodzaju nie może go cieszyć. Lidya Iwanowna wiedziała dobrze, że Aleksiej Aleksandrowicz jest zadowolonym z otrzymanego orderu, chociaż za nic w świecie nie chce się przyznać do tego.
— Co porabia nasz aniołek? — zapytała hrabina; aniołkiem nazywała Sierożę.
— Nie mogę powiedzieć, abym był zupełnie zadowolony z niego — odrzekł Aleksiej Aleksandrowicz, podnosząc brwi i otwierając oczy — a i Sitnikow[1] również ma mu trochę do zarzucenia. Wspominałem już pani, że jakoś obojętnie zapatruje się na rzeczy, które powinny wzruszać duszę każdego człowieka i każdego dziecka — zaczął Aleksiej Aleksandrowicz, wypowiadając swe poglądy na postępowanie syna, jedyną rzecz, która go interesowała teraz po za sprawami służbowemi.
Aleksiej Aleksandrowicz, odzyskawszy z pomocą Lidyi Iwanownej równowagę moralną, doszedł do przekonania, że ma obowiązek zająć się wychowaniem syna.
Nie zajmując się dotąd nigdy kwestyami pedagogicznemi, Aleksiej Aleksandrowicz musiał poświęcić trochę {{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/400||X524}}

Przypisy

  1. Sitnikow był pedagogiem, zajmującym się naukowem wychowaniem Sieroży.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.