Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Tom II/Część czwarta/II

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wydania 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: Pobierz Cały tom II jako ePub Pobierz Cały tom II jako PDF Pobierz Cały tom II jako MOBI
Cały tekst
Pobierz jako: Pobierz Cały tekst jako ePub Pobierz Cały tekst jako PDF Pobierz Cały tekst jako MOBI
Indeks stron


{{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/176|X402|}} Było już w pół do dziewiątej, zadzwonił więc na lokaja, ubrał się prędko i wyszedł przed bramę, zapomniawszy zupełnie o swym śnie; niezadowolonym był tylko, ze się musi spóźnić. Gdy zajeżdżał do Kareninych, spojrzał na zegarek i przekonał się, że już jest dziewiąta bez dziesięciu minut. Wysoka, bardzo wąska kareta, zaprzężona w parę gniadych koni, stała przed bramą; Wroński poznał karetę Anny. „Jedzie do mnie“ — pomyślał — „i doprawdy lepiejby się stało, gdyż wolałbym nie wchodzić do tego domu... ale mniejsza z tem, nie mogę przecież kryć się!“ — i ze zwykłem sobie, nabytem od dziecka niekrępowaniem się, właściwem ludziom, którzy nie mają się czego wstydzić, Wroński wysiadł z sanek i podszedł ku drzwiom wchodowym.
Nagle drzwi otworzyły się i pokazał się w nich szwajcar z pledem w ręku, dając znak karecie, aby zajeżdżała. Wroński, chociaż nie przywykł do zwracania uwagi na drobne szczegóły, zauważył jednak obecnie wyraz zdziwienia, z jakim szwajcar spojrzał na niego. W samych już drzwiach prawie, Wroński spotkał się z Aleksiejem Aleksandrowiczem; lampa gazowa oświetlała jasno bezkrwistą, wychudzoną twarz pod czarnym kapeluszem i biały krawat lśniący się z pod bobrowego kołnierza. Nieruchome, mętne oczy Karenina, spoczęły na twarzy Wrońskiego, który ukłonił się, a Aleksiej Aleksandrowicz, poruszając ustami, podniósł rękę do kapelusza i oddalił się; Wroński widział, jak nie oglądając się, siadł do karety, odebrał przez okno od szwrajcara pled i lornetkę i jak ukrył się w głębi karety.
Wroński wszedł do przedpokoju z nachmurzonemi brwiami i z oczyma błyszczącemi złym i dumnym blaskiem.
„A to miła pozycya!“ — pomyślał — „gdyby on usiłował przeszkadzać mi, gdyby bronił swego honoru, mógłbym stawić mu opór i dać poznać swe zamiary; lecz ta słabość lub podłość... on stawia mnie tylko w pozycyi oszusta, chociaż ja nigdy nie miałem i niemam zamiaru być tym ostatnim.“
{{#lst:Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/178||X402}}


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.