Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/318

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została skorygowana


dzy butelkami leżały pistony, szrut i kule. W sali bilardowej matka Hucheloup, Matelota i Giboletta, każda po swojemu przerażona, jedna ogłupiała, druga zadyszana, trzecia rozgorączkowana, darły stare szmaty i robiły szarpie; dopomagali im trzej mężczyźni wąsale, brodaci, rozczochrani, straszni, skubiąc delikatnie płótno jak szwaczki.
Mężczyzna wysokiego wzrostu, którego spostrzegli Courfeyrac, Combeferre i Enjolras, gdy połączył się z gromadą przy ulicy Bilettes, pracował przy małej barykadzie i okazał się użytecznym. Gavroche pracował przy dużej. Co do młodego robotnika, który czekał w mieszkaniu Courfeyraca i pytał go o pana Marjusza, ten zniknął w chwili, gdy obalono omnibus.
Gavroche zachwycony, promieniejący radością, biegał, krzątał się hałasował, migotał jak iskra. Zdawał się być tu dla zachęty drugich. Co było jego bodźcem? nędza; czy miał skrzydła? a tak, radość. Gavroche był ja ktrąba powietrzna: widziano go wszędzie, słyszano ciągle. Zapełniał powietrze, wszędy będąc współcześnie. Był to jakiś rodzaj gniewnego wszędobylca, którego nic powstrzymać nie mogło. Ogromna barykada czuła go na swym grzbiecie. Zawstydzał próżniaków, pobudzał leniwych, dodawał serca znużonym, niecierpliwił zamyślonych, jednych rozweselał, drugich męczył, ukłół studenta, ugryzł robotnika, zatrzymywał się, siadał, biegł, pędził, szemrał, mruczał, niepokoił wszystkich; był jak brzęcząca mucha przy niezmiernym wozie.
Nieustanny ruch był w jego chudych ramionach, a w drobnych płucach krzyk nieustanny:
— Śmiało! jeszcze bruku! jeszcze beczek! jeszcze machin! czy ich nie ma? Koszyk gruzów do zatkania tej dziury. Wasza barykada za mała. Trzeba ją podnieść. Kładźcie, rzucajcie, pakujcie wszystko. Patrzcie, oto drzwi szklanne.
Jeden z robotników zawołał:
— Drzwi szklanne! a na co drzwi szklanne, knocie!