Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/164

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została skorygowana


gach. Księżyc ukazał się na niebie. Valjean spojrzał, jak mógł najdalej i ostatni raz zawołał: „Gerwazek! Gerwazek! Gerwazek!“ Głos przepadł we mgle, nie wydawszy echa. Szeptał jeszcze: „Gerwazek!“ ale cicho, niewyraźnie. Było to ostatnie wysilenie! Nagle zachwiały się pod nim nogi, jak gdyby niewidzialna potęga przywaliła go naraz całym ciężarem jego złego sumienia; bezsilny padł na wielki kamień, rękami chwycił się za włosy, twarz pochylił na kolana i zawołał: „Jestem nędznikiem!
W tedy rozdarło mu się serce i zaczął płakać. Po raz to pierwszy zapłakał od lat dziewiętnastu.
Gdy Jan Valjean opuszczał dom biskupi, jakeśmy widzieli, zupełnie był wyszedł z siebie, myśli jego wyskoczyły ze zwykłej kolei. Co się w nim działo, sam nie wiedział. Zżymał się i złościł na postępek anielski i łagodne słowa starca: „Obiecałeś mi zostać uczciwym człowiekiem. Kupuję ci twą duszę. Wydzieram ją duchowi przewrotności i oddaję Panu Bogu“. Słowa te brzmiały mu w uszach nieustannie. Naprzeciw tej pobłażliwości niebiańskiej stawił pychę, która w nas jest niby warownią złego. Nie pojmując dlaczego, czuł przecież, że przebaczenie tego kapłana było najsilniejszym szturmem, najstraszniejszą bronią, jakiej się uląkł kiedykolwiek; gdyby tej łaskawości zdołał się oprzeć, nazawsze pozostałby zatwardziałym zbrodniarzem; gdyby ustąpił, należałoby zrzec się nienawiści, którą go natchnęli przez lat tyle postępkami inni ludzie; tej nienawiści, którą tak upodobał sobie. Czuł, że tym razem trzeba zwyciężyć, lub być zwyciężonym; że walka, walka olbrzymia stanowczo toczyła się między jego złością a dobrocią tego człowieka.
Wydany na łup tym myślom, szedł jak człowiek pijany. Tak idąc ze spojrzeniem dzikiem, obłąkanem, miałże dokładne pojęcie tego, co mogło nań wyniknąć z przygody w D.? Czy słyszał tajemnicze szepty, co w pewnych chwilach życia natrętnie przestrzegają umysł? Czy mówił mu do ucha głos jaki, że przebywa