Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/384

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


PARJASY.

Florian Łagowski.jpg


Czy w sprawie oświaty ludu wszystko robimy, co możemy? Podobno odpowiedź wypadnie przecząco, mimo to, że się widzi coraz więcej gorących i wytrwałych na tej niwie pracowników. Dla udowodnienia swego przeczucia, dotknę tu parę szczegółów.
Niezaprzeczoną jest rzeczą, że sprawa szerzenia oświaty cierpi na tem zawsze, jeśli nie sięga do podstaw, do dzieci. Nie stanie się potrzebą duchową książka dla tego, kto od lat dziecinnych do niej nie nawykł. A wszak prawdą jest, że gdy dla dorosłych stosunkowo obfitą jest już literatura, dla dzieci ludu zaledwie parę książeczek mamy, i do tego ceny ich dość wysokie.
Niezaprzeczoną jest też rzeczą, że bezpośrednim krzewicielem oświaty jest nauczyciel ludowy, że od niego — ilość jej i jakość tak bardzo zależy. A czyż się nim zajmujemy? O wszystkiem już nasi powieściopisarze i moraliści pisali, tylko nauczyciel ludowy był zawsze u nas jako parjas traktowany. Powie się, że on na to nie zasłużył, że on nie wytworzył typu, lub wytworzył typ ujemny. Naprzód, nic o nim nie wiemy, bo nań uwagi nie zwracano nigdy u nas na serjo; powtóre, czyż to tylko o typach się pisze? Kto wie jednak, czy tacy Leszewscy, Letynowicze, Sołtykowscy i t. d. nie przedstawiali oryginalnego, a wdzięcznego typu? Postać Leszewskiego np. rysuje mi się tak jasno na tle mieszczańskiego i urzędniczego światka niegdyś w małem miasteczku, a dzisiaj osadzie: widzę go, jak w wiecznie granatowym surducie bez plamki, w chustce batystowej, jak śnieg białej, siedzi w oddzielnej ławce pod chórem, zatopiony w cichej modlitwie; widzę go, jak o późnej godzinie, schylony nad stoliczkiem, na którym pali się jedna świeca łojowa, ze skupionym duchem pracuje; pamiętam, jak ze łzą w oku słucha użaleń na los biednych sąsiadów i pociesza, jeśli pomódz nie może. Była to postać najcichsza i najczystsza z całego otoczenia, a tak użyteczna...