Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/365

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


<section begin="w1"/>— Ot! durny, zwarjował — przerwała sędzina — oddam cię do stanowego, to bunt! Zona mu chora! dzisiaj i chłopi już chcą chorować! Zresztą tem lepiej, pospieszysz się, prędzej wrócisz.
Chciał Pawluk, biedny poddany, prosić, lecz u sędziny niktby nic nie wyprosił; trudno: zabrał list i pieniądze, wstąpił do chaty po kij, czystą bieliznę i wojłok, wejrzał na leżącą bez przytomności żonę, na drobne dzieci, a zdając wszystko na boską opiekę i pomoc starej babki, ruszył do Wilna.
Nawiasem powiem czytelnikom, iż Jadwisia, mimo wiedzy matki, pospieszyła z pomocą do tej chaty.

Upominek - ozdobnik str. 32.png



<section end="w1"/>

<section begin="w2"/>

2.
W KSIĘGARNI.

W przeciągu 24 godzin, korzystając częściowo z łaskawości litościwych, dążących wozem również ku Wilnu, stanął Pawluk głodny, zbity forsowną drogą, w starej księgarni Zawadzkiego, w pałacu biskupa Krasińskiego. Drżącą ręką zdjął czapkę, oddał list i pieniądze w ręce kasjera Downarowicza, lecz zgięły się pod nim nogi i prawie bezwładny padł na podłogę.
Poczciwy Downarowicz orzeźwił go wodą i tabaką, a mnie oddał list do ekspedycji. Ponieważ to była książka francuska, a dzieła zagraniczne sprzedawano tylko w nowej księgarni, przeto wypisałem karteczkę i wysłałem z nią służącego księgarni, Emeryka Zaleskiego.
Była to prawie lekkomyślność z mej strony przerywać dolce farniente herbowemu Emerykowi, i to dla chama; ale słuchać musiał.
Downarowicz tymczasem wypytywał Pawluka o wszystko, o stosunki w Grzybowie, o powód osłabienia, o chorobę żony.
Przysłuchiwałem się tem u ciekawie i sądziłem, iż najstosowniejszem dla chorej lekarstwem byłaby, prócz środków przeczyszczających, chinina, lecz bez recepty chininy w aptece nie wydanoby. Rozmyślając, jak temu zaradzić, spostrzegłem przechodzącego mimo księgarni Podbereskiego. Niegdyś bogacz, znany i w literaturze (więcej przez brata), wówczas jednak nędzarz, zaledwie lichym, podartym okryty łachmanem, dumny, jak na ex-magnata przystało, groźny i wzrostem i dziadowskim koszturem, rezydent OO. Bernardynów, u których miał swoją celę, kęs strawy, kielich nalewki albo węgrzyna — to jego fotografja.
Znałem go dobrze, bo czasami raczył do mnie zaglądać na kawior i herbatkę z rumem, poprosiłem go przeto, by kupił dla mnie chininy.
— C-o-o-o? ja, ja, mam tobie kupować? — pytał z oburzeniem Podbereski.
— Nie gniewaj się, książę, — szepnąłem błagalnie — to dla ładnej kobiety.
Uderzyłem w najsłabszą stronę Podbereskiego; nie badał więcej, lecz ochotnie przyniósł żądane lekarstwo — jemu wydanoby w aptece chociażby strychniny.
Pouczyłem Pawluka, ile ma dać pigułek, w jakim czasie proszek; nadto dał mu Downarowicz na koszt handlu złotówkę i wyprawiliśmy nędzarza razem z paczką „Nędzników“.

Upominek - ozdobnik str. 353d.png



<section end="w2"/>

353