Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu/48

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana
42
St. Tarnowski.

A później znowu: »niepotrzebnie się o mnie w domu smucą: ja się już smucić ani cieszyć nie umiem; wyczułem się zupełnie. Tylko wegietuję i czekam, żeby się prędzej skończyło«.
Skończyć się miało już niedługo: »We Czwartek, pisze w ostatnim liście z Angli, »wyjeżdżam z tego psiego Londynu: mam prócz zwyczajnych rzeczy newralgię. Każ Pleyelowi, żeby mi jaki fortepian przysłał we czwartek wieczór, każ go przykryć, i każ bukiet fiołkowy kupić, żeby w salonie pachniało (kwiaty, a o ile możności fiolki musiał zawsze mieć w pokoju). »Niech mam jeszcze trochę poezyi u siebie wracając i przechodząc przez pokój do sypialnego, gdzie się pewnie na długo położę. Więc w Piątek wieczór jestem w Paryżu; jeszcze dzień dłużej tutaj, a zwarjuję, nie, zdechnę. Moje Szkotki takie nudne, że niech ręka boska broni, jak się przypięły, tak ani oderwać. Każ palić, grzać, okurzyć, może przyjdę jeszcze do siebie«.
Niestety, to przypuszczenie zawiodło, prawdziwsze było pierwsze, że przejdzie przez swój pokój, zobaczy fortepian i fijolki, trochę poezyi, a potem długo ze swego sypialnego pokoju nie wyjdzie. Po powrocie do Paryża żył już tylko kilka miesięcy, w ciągłych i coraz cięższych cierpieniach. Pod koniec dopiero, obudziła się jakaś ułudna ochota do życia i jego nadzieja, układały się różne dalekie plany: wziął sobie jakieś mieszkanie nowe (Place Vendôme), którem się bardzo cieszył, które sobie urządzał z wielkiem zamiłowaniem, z wielkim nakładem nawet, wszystko było obrachowane na wielką dogodność i wszystko musiało być ładne, jak żeby się spodziewał, że mu to mieszkanie służyć będzie długo. Był w niem wszystkiego trzy tygodnie. 15-go Października (1849) pokazało się nagle wielkie pogorszenie. Zwołano koncilium lekarzy, chory sam nalegał, żeby wezwano doktora Blache, najsławniejszego lekarza podówczas chorób dziecinnych: »on mi najprędzej co pomoże, bo we mnie jest coś dziecka«. Nie pomógł ani ten ani inny, wszyscy uznali, że ratunku nie było. Po doktorach