Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:PL Tołstoj - O wojnie.djvu/27

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została zatwierdzona


„W takim razie przewiduję, że, niestety, będzie wojna, że dużo krwi się rozleje, będzie wiele nieszczęśliwych ofiar.“
— Nie myśl pan tego; co najwyżej zginie z obu stron 10.000 ludzi; i kwita[1] — powiedział Dybicz z właściwym mu akcentem niemieckim, zupełnie nie wątpiąc, że ma wraz z innym równie jak on okrutnym i obcym Rosyi i Polsce człowiekiem — Mikołajem I — prawo do skazywania lub nie skazywania na śmierć dziesięciu lub stu tysięcy rosyan i polaków.
Trudno uwierzyć, że to fakt prawdziwy, tak jest to bezmyślne i okrutne; a jednak tak było. 60.000 ludzi utrzymujących rodziny, straciło życie na rozkaz tych dwóch ludzi. A obecnie dzieje się to samo.

Na to, by nie wpuścić japończyków do Mandżuryi, i by wypędzić ich z Korei, potrzeba będzie, podług wszelkiego prawdopodobieństwa, nie dziesięciu, lecz pięćdziesięciu i więcej tysięcy. Nie wiem, czy Mikołaj II. i Kuropatkin twierdzą jak Dybicz, iż do tego trzeba będzie nie więcej, niż 50.000 istnień ludzkich po stronie rosyjskiej, tylko, tylko tyle; ale myślą to, muszą tak myśleć, albowiem to, co robią, dość jest wymowne samo przez się. Ten nieskończony potok nieszczęsnych otumanionych chłopów rosyjskich, obecnie transportowanych na Daleki Wschód — wszak to właśnie owe 50.000 — nie więcej — żywych rosyan, o których Mikołaj Romanow i Aleksiej Kuropatkin postanowili, że mają być zamordowani, i którzy będą zamordowani w obronie głupstw, rabunków i wszelkiego rodzaju ohydy, dokonanych w Chinach i Korei przez niemoralnych, ambitnych ludzi. Ci zaś siedzą obecnie spokojnie w swych pałacach i oczekują nowej sławy i nowych korzyści i zysków z rzezi owych 50.000 nieszczęsnych, otumanionych rosyjskich robotników, niewinnych niczego i nic nie zyskujących przez swe cierpienia i śmierć. Za ziemię cudzą, do której rosyanie nie mają żadnego prawa, którą zbrodniczo zrabowali od jej prawych właścicieli, i która w rzeczywistości nie jest nawet potrzebna rosyanom, a również dla pewnych brudnych interesów spekulatorów, którzy w Korei chcieli zarobić pieniądze na

  1. Wyleżyński robi tu od siebie uwagę: „Feldmarszałek nie myślał wówczas, że w wojnie tej zginie przeszło sześćdziesiąt tysięcy samych rosyan, nietyle od ognia nieprzyjacielskiego co od choroby — ani też, że w ich liczbie będzie on sam.“