Ta strona nie została skorygowana
Czerń skrzydeł Twoich rzucasz mi na lica
A przez Twych skrzydeł okiennicę czarną,
Miast patrzeć w słońca ulewę pożarną,
Ja w chłodne srebro, patrzę, fal księżyca.
Jaki tam spokój i jaka tęsknica!
Ponad tą ziemią wystygłą, cmentarną,
Cisza swą lampę roztliwszy ofiarną,
Światłem ją próchen poi i podsyca.
Jaki tam spokój — bez miary — bez końca
Siedziba duchów odesłanych z ziemi.
Duchy, co ziębły wśród powodzi słońca,
Ciszę tę chłoną oczyma sennemi,
I zaświatowy czując wiew błękitu,
Zastygłe, martwe, przędą sen niebytu,
65