Ta strona nie została skorygowana
Gdym przeczytał te słowa,
Wraz opadła mi głowa,
Konwulsyjnie zamknęły się pięście:
„Więc nie wszędzie już zgniłość!
„A więc jest jeszcze miłość!
„Jest więc jeszcze nadzieja i szczęście?!
„Całus ukryć się może
„I w spróchniałym otworze,
Gdzie dąb stary się z szumem kołysze!…
„Lecz jam spróchniał tak srogo,
„Że nie kocham nikogo,
Że mi nikt o miłości nie pisze!“
I odszedłem zbolały,
I na szczyt nagiej skały,
Co w pobliżu samotnie sterczała,
Skierowałem „beznadziejny krok“!
Tam zasiadłem ponury,
W ołowiane gdzieś chmury
Utopiłem posępny swój wzrok:
A tęsknota niemała
Moje serce szarpała, —
Aż mnie z tego bolał lewy bok!
Biegły długie godziny,
Zmrok zapadał szarawy,
A jam jeszcze w zadumie tam siedział…