<section begin="7. Maja."/>kobiety i takiemu dziecku jak Serafinka prędzej się potrafi podobać, niż twój głupkowaty Oskar...
— A mnie nie liczysz za nic — odpowiedziała Mama...
Szeptano ciszej.. Nie mogłam nic słyszeć, z głową pełną tych tajemnic, wysunęłam się do mojego pokoiku i padłam na łóżku... z bijącem sercem... wzburzona... poruszona...
<section end="7. Maja."/><section begin="8. Maja."/>
Wczoraj ręka mi tak drzała, że zaledwie pisać mogłam... Nie spałam noc całą, myśląc co począć. Prawdziwie opatrzność, anioł stróż jakiś pchnął mnie pode drzwi, abym się zawczasu dowiedziała o wszystkiem, i miała czas do namysłu...
Wyszłam do salonu pragnąc udać spokojną, a nie umiejąc się przemódz... Ciotka znalazła mnie smutną i rozmarzoną, i przypisała to wczorajszej awanturce! A! co mnie tam ten jej Rotmistrz obchodzi... Stoję na rozdrożu między starcem sześćdziesięcioletnim, a młokosem idjotą... Bo że idjota... nie ma wątpliwości. Mama go z łaski swej maluje tak awantażownie, jako wielce dobroduszne, chorowite stworzonko... ludzie go oddawna inaczej nazywają. Śli-<section end="8. Maja."/>