Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/229

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


<section begin="X714" />bardziej czas ubiegał, tem silniej występowały obydwa nastroje; chwilami, gdy nie był przy niej, stawał się coraz bardziej spokojnym, zapominając o wszystkiem; chwilami zaś, gdy był przy niej, wzmagały się cierpienia jego i poczucie niemocy, ogarniające go na widok jej męczarni; zrywał się, chciał spieszyć, sam nie wiedział dokąd i biegł do niej.
Czasami, gdy ona przywoływała go ku sobie, zdawało mu się, że to ona wszystkiemu winna, lecz ujrzawszy jej pokorne, uśmiechnięte oczy i usłyszawszy słowa: „męczę się strasznie“, winił Boga; przypomniawszy sobie jednak o Bogu, błagał Go natychmiast, aby mu przebaczył i ulitował się nad nim.

<section end="X714" />

<section begin="X715" />

XV.

Pojęcie czasu przestało istnieć dla Lewina; wszystkie świece dopalały się już; Dolly przed chwilą była w gabinecie i namawiała doktora, aby się położył. Lewin siedział, słuchając jak doktor opowiadał o szarlatanie magnetyzerze, i przyglądał się popiołowi doktorskiego papierosa; był chwilowo w okresie odpoczywania i zapomniał o wszystkiem, wyszło mu zupełnie z pamięci, co się dzieje dookoła. Nagle rozległ się krzyk, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie słyszał. Krzyk ten był do tego stopnia strasznym, że Lewin już nie zerwał się, lecz lękając się nawet oddychać, popatrzał z przerażeniem na doktora. Doktor przechylił głowę na bok, zaczął się przysłuchiwać i po chwili uśmiechnął się zachęcająco i z pobłażaniem. Wszystko, co się działo dzisiaj, było niezwykłem i przestało już dziwić Lewina. „Zapewne, tak powinno być“ — pomyślał i nie ruszał się z miejsca. Kto wydał ten krzyk? Wstał z krzesła, pobiegł na palcach do sypialni i, nie zwracając uwagi na Lisawetę Pietrowną i na starą księżnę, stanął na swojem miejscu koło wezgłowia. Krzyk ucichł, lecz coś się zmieniło teraz; co, tego nie wi-<section end="X715" />