Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/20

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


<section begin="X602" />— A cóż tam słychać z konfiturami, Agafio Michajłowno? Czy już gotowe? — zapytał Lewin, uśmiechając się do Agafii Michajłownej i chcąc ją wprawić w dobry humor. — Jak wam się podoba ten sposób?
— Zapewne musi być dobry, według mnie jednak konfitury są za gęste.
— To i lepiej, Agafio Michajłowno, nie zepsują się, a lodu już nam i tak zabrakło i niema gdzie chować — odezwała się Kiti, zrozumiawszy intencyę męża — za to solenie grzybów tak wam się udało, iż mama powiada, że nigdy lepszych nie jadła — dodała uśmiechając się i poprawiając chustkę na starej klucznicy.
Agafia Miehajłowna spojrzała gniewnie na Kiti.
— Niech mnie pani nie pociesza... a ja tylko popatrzę na panią i na niego, i zaraz robi mi się weselej; i to poufałe odezwanie się jej: na niego, a nie na pana wzruszyło Kiti.
— Pojedziemy razem na grzyby, będziecie nam pokazywać miejsca, gdzie ich najwięcej. — Agafia Miehajłowna uśmiechnęła się, pokiwała głową, jak gdyby chciała powiedzieć: „z chęcią pogniewałabym się na ciebie, ale nie mogę.“
— Zróbcie, proszę was, według mojej rady — rzekła stara księżna — i z wierzchu na konfiturach połóżcie kawałek papieru umaczanego w araku: nawet bez lodu nie zapleśnieje nigdy.

<section end="X602" />

<section begin="X603" />

III.

Kiti była nadzwyczaj rada, że ma sposobność spędzić jakiś czas sam na sam z mężem, gdyż zauważyła, że cień niezadowolenia przesunął się po jego wrażliwej twarzy, gdy wchodząc na werandę, zapytał o czem rozmawiano, a nikt nie odpowiedział mu.
Wyszli we dwoje naprzód, i gdy nie było ich już widać z werandy, gdyż dostali się na wyjeżdżoną, pełną ku-<section end="X603" />