Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/143

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


nie mają potrzeby uczyć się ani angielskiego ani rossyjkiego języka
Brygadyer Murphy, zrobiwszy znak ręką, poprzedził swych gości, za którymi szedł major Oliphant i wprowadził do pokoju, który zajmował ze swoim kolegą. Był to rodzaj kazematy, wykutej w skale, ale której nie zbywało na pewnym komforcie. Wszyscy usiedli i rozmowa mogła pójść regularnym trybem.
Hektor Servadac, którego zirytowało tyle ceremonij, pozostawił rozpoczęcie jej hrabiemu. Ten zaś, pojmując że Anglicy uznają za niebyłe wszystko, co się powiedziało przed zaprezentowaniem się wzajemnem, rozpoczął ab ovo.
— Zapewne wiadomo panom — powiedział — że kataklizm, którego przyczyn nie mogliśmy jeszcze dociec, miał miejsce w nocy z 31go grudnia na 1 stycznia. Widząc co pozostało z terytoryum, które zajmowaliście przedtem, nie ulega wątpliwości, że gwałtownie odczuliście wstrząśnienie.
Dwaj oficerowie ruchem i skinieniem głowy dali do zrozumienia, że tak jest.
— Towarzysz mój, kapitan Seivadac — ciągnął hrabia dalej — także w wysokim stopniu doznał jego skutków. W charakterze oficera głównego sztabu wysłany na wybrzeże Algieryi...
— Sądzę, że to francuska kolonia... — rzekł major Oliphant, na pół przymrużając oczy.
— Najzupełniej francuska — odrzekł sucho kapitan Servadac.
— Było to u ujścia Chelifu — ciągnął dalej