Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/190

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


Bolesław król Polski wyśledziwszy usilném staraniem zabójców mężów świętych, posyła ich spętanych okowami kędy leżały ciała męczenników, i natychmiast opadły z nich okowy; poczém ciała rzeczone przeprowadzono do Gniezna. Jeden tylko z mężów świętych pozostał przy życiu.

O popełnioném morderstwie na swiętych męczennikach Benedykcie, Mateuszu, Janie, Izaaku i Krystynie, zaraz nazajutrz uwiadomiony był król Polski Bolesław, który pod ów czas bawił w stolicy Gnieźnie. Tak bowiem mądrze i przezornie król ten urządził swoje państwo, że wszelkie sprawy i wypadki świeżo wydarzone, czy-to w pobliżu, czy z dala, w kraju czy za granicą, nie tylko dniem ale i nocą dochodziły jego wiadomości. Tknięty zatém boleśnie śmiercią tak okrutną mężów Bożych, których modlitwom i uczynkom pobożnym przyznawał wzrost kwitnący i pomyślne kraju swego powodzenie; natychmiast, jak tylko mógł najspieszniej, z całém rycerstwem i drużyną dworską siadłszy na koń, i z okolicy przyległej ściągnąwszy znaczną liczbę pieszego ludu, idzie obławą i ze wszystkich stron otacza las, w którym mężowie Boży mieli swoje mieszkania, domyślając się, że one łotry po spełnieniu zbrodni utaiły się kędyś w puszczy, która pod ów czas na kilka mil się rościągała. Otoczywszy zaś las do koła, wysyła gęste poczty pieszych i konnych na odszukanie złoczyńców, czatując pilnie, poniekąd i osobiście, ażeby żadną stroną wymknąć się nie mogli. A lubo puszcza, jak już namieniliśmy, wielce była obszerna, a ztąd nie mała trudność w schwytaniu zbrodniarzy, przecież król tak się wziął gorliwie do tej sprawy, że śledzcy postępując rotami, i docierając do każdego z osobna miejsca, z łatwością natrafili na ich kryjówki. Ci całą noc nachodziwszy się po gęstwach puszczy, po bezdrożnych kniejach i ciemnym lesie, próżno szukali ścieszki do ucieczki, której zbłąkaną od strachu stopą znaleźć nie mogli, nawet mieczów dobytych na zagładę męczenników do pochew nie pokładli, albowiem ręce im wszystkim pousychały. W miejscu zaś tém, gdzie leżały ciała świętych, widziano świecącą jasność, i śpiewy anielskie, słodyczy pełne, całą noc rozlegały się, na świadectwo świętości sług Bożych. Wyśledzeni zbrodniarze, poczuwając się do winy, ani śmieli nawet stawić oporu, i poddali się zaraz rycerstwu. Król Bolesław pohamował wprawdzie żal swój nad męczeńskim zgonem mężów świętych; ale stała mu w oczach zbrodnia tak straszliwa, lękał się więc puścić złoczyńców bez jawnego ukarania, przez co i siebie i królestwo naraziłby był na gniew Boga i pogardę u świata. Nie mógł się przecież do razu namyślić, jaka na nich wymierzona miała być kara. Postanowił wreszcie, aby nie temi, na jakie zasłużyli, tracić ich kaźniami i ciemięztwy, ale żeby skutych w kajdany postawić u grobu męczenników, i tam w zatrzymaniu gło-