Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/81

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


— Co to nie wiesz, że się mnie pokłon należy? — zapytał Leszek.
— Ja nie wiem komu mnie czy tobie? — odparł mały takim głosem, jakby z pod ziemi wychodził.
I rozśmiał się, pokazując zęby białe ogromne.
— A ty coza jeden? — spytał kneź.
— Jam tu taki kneź na mojej debrze, jak ty na twoim gródku — począł Znosek. Tacy ludzie, co Leszka nie znają, mnie się kłaniają.
Kneź głową zatrząsł.
— Gdzie twoja moc? — zapytał kneź.
— Moja siła, ot tu — rzekł Znosek, na czoło pokazując — a twoja gdzie?
Leszek na ludzi pokazał.
— Ja mam tysiąc wojów na rozkazanie dziś, tysiąc jutro i tysiąc za trzy dni — odparł ponuro.
— A ja ani jednego nie potrzebuję — rzekł Znosek — ciągle się śmiejąc. Twoich tysiąc, mnie jednemu nic nie zrobi, bo się na mnie nikt porwać nie śmie.
Leszek, nie wiedząc już co mówić, kubek wychylił, aby męztwa nabrać. Znosek stał spokojnie, przypatrując mu się.
— Kiedy ty taki znachor wielki, — odezwał się kneź powoli — to powiedz-że mi: za czem ja jeździłem i z czem ja powracam?
Znosek pokiwał głową.