Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/47

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


się wpatrując w Lublanę. U niego babie dobrze będzie i głodem nie zamrze.
Gdy to mówiła baba, Lubiana się zerwała z miejsca, obejrzała do koła. Słońce zaszło było dawno, księżyc niecały wychylał się zza lasów.
— Dość już tej rady i zwady i śmiechu i śpiewu! Do domu! — zawołała na dziewczęta, które się z ziemi podnosić zaczęły.
Zwróciła się do Rusej.
— A wy, matko — dodała — zemną na nocleg do Ryżcowej zagrody — pójdziemy razem.
Stara przyzwalająco głowę skłoniła.
Wnet dziewczęta się parami dobierać zaczęły, jak im było do chat iść najlepiej. Zaśpiewała jedna:

Hej! do domu czas,
Czekają na nas!

a wszystkie chórem znaną tę pieśń raźno zawodzić zaczęły. Lublana, dawszy się innym wyprzedzić, sama z Rusą została. Spostrzegły to jej towarzyszki i, szanując wolę dziewczęcia, zostawiły ją z babą.
Gdy przodownice kroku przyśpieszały, Lubiana jakby na umyślnie go zwalniała.
Rusa milczała, idąc, i niby śpiewu słuchała zamyślona, gdy nagle obróciła się ku niej Lublana