Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/40

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


że po okolicy słychać było, jakoby kneziowscy słudzy staremu Leszkowi Sroce młodej znowu żony szukali, bo mu się ostatnia sprzykrzyła. Mówiąc to, spojrzała na Lublanę, która się zarumieniła.
— E! ty — Mucho brzękliwa — odezwała się królowa koła — co ty tam pleciesz a patrzysz na mnie, a odwagi nie masz powiedzieć co myślisz? Do mnieś to piła?
Rozśmiała się Mucha, spuściła głowę, pomyślała trochę i, podnosząc oczy, zebrawszy się na odwagę — rzekła:
— Czy do Lublany pić nie wolno?
— Wolno, tylko się fartuchem zasłaniać nie trzeba — odparła Lublana raźno. Czemuś nie rzekła, że słyszałaś o tem, iż do naszej zagrody kneziowscy posłowie zajeżdżali? Albo mi to srom?
Zamilkła nieco i mówiła dalej:
— Ojciec mnie przecie nie da staremu dziadowi na szóstą czy siódmą! Jam-ci u niego jedna.
— A kneziową żoną być! — szepnęła druga cicho, choćby tam i szóstą! Albo to źle? Po wodę chodzić nie trzeba, chrustu nosić nie każą, ognia palić, strawy warzyć, siedzi kneźna w swej świetlicy; gdy chce, w krosnach szyje, gdy jej wola zaśpiewa; gdy pić zechce, to jej rabka kubek poda poklęknąwszy, czołem bijąc; gdy się jej kolca zażąda, choćby złotego, to je wyprosi. Chłodu ni głodu nie zazna!