Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/198

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


kij, oszczep i idź pod zagrodę Ryżcową. Zrób, jak chcesz, a przynieś mi corychlej wieść: czy ojciec i córka jest doma?
Słysząc to, Czomber, palcem znowu wskazał na pierś, potem na głowę swoją i uśmiechnął się do Berzdy.
— Ja? a kto szopę zamiecie?
— Co tobie do tego! — krzyknął stary.
— Nic mnie do tego! do tego — począł Czomber. Iść? iść?
— Konia bierz.
Zdziwił się mocno Czomber, bo oprócz do wodopoju i pławienia koni, nie jeździł nigdy na nich.
Nim Berzda odszedł, z parobka zrobił się człek inny zupełnie. Potarł oburącz po twarzy i włosach i lice mu się odmieniło. Skorupa z niego zeszła; oczy patrzały, usta się uśmiechały. Berzda patrzył, prawie się uląkłszy, lecz zawsze w los ufając, ustąpił na stronę, aby się przypatrzyć. Po chwili rozmysłu, Czomber poszedł się umyć do studni. Z powagą wielką powrócił do szopy, wlazł na wyżki, i długo go ztamtąd zpowrotem nie było.
Tego, który zszedł po drabinie, Berzda ledwie mógł poznać. Parobek się przestroił, czapkę włożył na jedno ucho, pasem się skórzanym opiął, toporek kamienny staroświecki przyczepił, chodaki wdział i wyglądał cale pocześnie. Jedno oko tylko ciągle trzymał zamknięte. Niepatrząc już na