Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/182

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


niła się jej twarz, choć piękniejszą była może jeszcze niż wprzódy. Na głowie nie miała zielonego wianka, tylko włos związany wężem do koła, białe czoło przerzynała marszczka groźna; dumnie, śmiało, pańsko, nie jak skromne dziewczę, patrzyła jak pani i królowa.
Dziwny tylko znak postrzegł Ryżec, który wiedział, że zwierzęta duchy czują zdała i od nich uciekają: dokoła Lublany cisnął się jej drób, latały gołębie, skomliły psy i Łysek, który był z nią przepadł, stał, łasząc się, aby nie dopuścić drugich.
Tknęło to Ryżca i przyśpieszył kroku za Mirkiem, a ten, wadząc go za sobą idącego, ustąpił mu, bo ojcu należało pierwsze jej słowo i pozdrowienie.
Zdala wyciągnęła ręce ku niemu, nie jak Upiór, topielica, ale jak córka stęskniona. Ryżec też pędził zdyszany ku niej, i, niedając jej sobie do nóg paść, jął ją ściskać.
Słowa nie miał innego tylko jedno:
— Ty, moja! żyjesz! ty moja!
Spłakali się oboje.
Dziewki i baby, które się w niej nastraszyły upiora, widząc, że ojciec ściskał ją, powoli zza węgłów wychodzić poczęły i zbliżały się trwożliwie.
Zza łez spojrzawszy na Mirka, który stanął opodal, Lublana zarumieniła się, zasromała i, wiodąc ojca z sobą, weszła do chaty.