Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/104

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona nie została skorygowana


ne jej ziele zjadła prędko, oglądała się na swe dzieci, które natychmiast po udoju cisnąć się do niej zaczęły, przeszła z niemi popod dębem, jakby miejsce opatrywać chciała, wróciła do Rusy na pożegnanie, potem za koźlętami wsunęła się napowrót w las i znikła.
— Widzisz, że i mleko mam! — uśmiechając się, rzekła Rusa. — Niewiele go jest i niezawsze, lecz dobre i to. Zwierzę tu się do ludzi przywiązuje. Jam to, małem koźlęciem, z nogą przetrąconą, przyniosła tu na rękach, nogę obwiązałam, wyhodowałam, wypieściłam. Długo chodziła za mną krok w krok, nieodstępując mnie, nawet w dziupli przy mnie sypiała; ale wyrosło to, niepokoić się zaczęło, słysząc po lesie głosy. Dzikie tu do niej skradać się poczęły; jednego dnia poszła i ta z niemi. Myślałam, że już przepadnie, tęskno mi było za nią, ot jak za dzieckiem prawie. Aż, jednego wieczora, szelest słyszę i zza zielonych gałęzi wygląda długa szyja mojej łani. Idzie do mnie pokorna, skacze i łasi się — wróciła. A teraz, odwiedza mnie codzień.
— E! e! — rozgadywała się stara, zasiadając z Lubianą do wieczerzy, którą na ledwie osychającej trawie rozłożyła. — E! e! nie jedna to drużka moja i sługa. Jak umrę, będzie ich więcej po mnie zawodziło. Sypię ptakom okruszyny, i znają mnie tak, że podczas pożywiania się na ramionach sia-