Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/52

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została skorygowana


U niego spokojność jest wyjątkowa i rezygnacya także, namiętność jedna trwałą i niezmienną. Zbyt wiele tej kobiecie poświęcił, ażeby mógł o tem zapomnieć i skończyć na obojętności. Ma on wprawdzie pomiędzy swoimi nieprzyjaciół wielu, ale ma i przyjaciół silnych i protekcyę w Petersburgu... a co tam chcą, to się w Polsce zrobić musi.
Nie dostrzegł Müller, że na to mimowolnie wstrząsnął ramionami pozornie spokojny zupełnie Krajski i mówił dalej:
— Donieście księżnej, co mówię: jest to rzecz wielkiej wagi. Kobiety łatwo się trwożą, ale też łatwo zapominają o niebezpieczeństwie. Najmniejszy rozgłos tej historyi nadany obudzi w Puzonowie i gniew i pragnienie zemsty i obrażoną dumę. Ma on tu swoich, i gdyby sam nie był w kraju, potrafi przez nich sięgnąć po zdobycz swoją. A teraz, gdyby się ona w jego ręce, w jego szpony raczej dostała, za nic ręczyć nie można... Monaster, jak grób: kogo pochłonie, nie odda więcej.
Spojrzał doktór na Krajskiego, który stał, milczał i nie czynił uwag żadnych.
— Powiedzcie księżnej, że jadę z powrotem do Warszawy. Jeśliby mnie potrzebowała, jestem na jej usługi.
Tu zawahał się i spojrzał w oczy Krajnikiemu, który słuchał z nieruchomą bladą twarzą, nic nie mówiącą.
— A to jeszcze dodać potrzebuję — dodaj doktór — iż dla samych siebie, pod przysięgą, nie powinniście bąknąć ani słóweczka o mnie, o tem, co się tu stało wczoraj, o moich... moich stosunkach z księżną wojewodziną. Wprawdzie ja jestem mały człowieczek, to prawda, ale... i ja, widzicie, mam stosunki, mam stosunki różne... z wielkimi... Zgubić łatwo bym się nie dał, a broniąc, no... mam i ja zęby, mogę... pokąsać...
Dziwny uśmieszek przebiegł po bladej twarzy doktora.
— O to szanowny konsyliarz możesz być zupełnie spokojny. W naszym własnym interesie — rzekł Krajski — leży milczenie. Wprawdzie awantura rozgłośna, trudno zapobiedz, żeby nie gadano, aleśmy nadali plotkom zupełnie fałszywy kierunek. W tej chwili wie-