Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Prokurator Alicja Horn/32

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Rozdział ostatni


Przy wejściu do zatoki Putlam od zachodu wielki, dwukominowy "Regens" musiał zatrzymać swoje maszyny, a nawet dać kontrparę i tylko w ten sposób uniknął wpakowania się na nieduży, najwyżej siedem tysięcy ton liczący okręt, który wyprawiał między rafami przedziwne harce.

- Ready! - huknął kapitan, wysuwając głowę z trapu do przechodzącego majtka. - A powiedz tam temu osłu, żeby uczył żaby pływać!

Co on sobie myśli? Zapytaj go, czy mu czasem i na Pacyfiku nie za ciasno i niech mi natychmiast złazi z drogi, bo mu jego pudełko od sardynek spuszczę na niższe piętro!

Po chwili z tuby "Regensa" ryczał ku "pudełku do sardynek" długi spicz wdzięcznie przybrany litanią wyzwisk i epitetów, ku wesołości całej załogi, która pomimo szalonego upału wyszła na pokład w komplecie, by przyglądać się manewrowym wygibasom niedoświadczonego snadź kapitana skorupy.

Jednak i na tamtym pokładzie nie lubiano milczeć i chować drwin do kieszeni, bo już po chwili na "Regensie" usłyszano odpowiedź:

- Czy nie znacie starego Tonny z Hoppevill?... Udajcie się do niego, a on wam wskaże, w co go macie pocałować!...

- Po co zostawiliście mamę w domu?! Sami nie dacie sobie rady! - krzyczano z "Regensa".

- Wasza matka musiała być krową, od której nauczyliście się dowcipu!

- A może wy uczycie waszą skorupę kadryla?!...

- Nie, robimy doświadczenie. Chcemy się przekonać, jak długo osły mogą się przyglądać, jak im pod nosem zamykamy drogę!

Tego było już za wiele dla załogi "Regensa". Na pokładzie zrobił się ruch i po chwili zjawił się sam kapitan Terry.

- Ja im pokażę! - zaśmiał się i zaczął wydawać dyspozycje pierwszemu oficerowi, gdy nagle wśród steku płynnej angielszczyzny z tuby przeciwników padło jedno obce, wyraźne słowo, słowo, co do pochodzenia którego nie mogło być żadnej wątpliwości.

- Dranie!

- Co to za okręt? - gorączkowo zapytał kapitan Terry.

- Diabli go wiedzą, trudno odczytać, pod flagą polską.

- Lunetę! - huknął kapitan.

Przez lunetę odczytał na dziobie "Mazowsze"... I nagle coś ugryzło kapitana, bo nie tylko zmienił dyspozycje i kazał czekać spokojnie, aż niezaradny statek wymanewruje, lecz wszystkich spędził z pokładu do roboty.

W pół godziny później "Mazowsze" przycumowywano do mola w małym porcie Putlam, a tuż za nim wszedł "Regens". Kapitan Terry kazał wcześniej spuścić łódź i już był na brzegu, gdy z "Mazowsza" zaczęła pomału wysypywać się załoga. Nagle drgnął i czym prędzej odwrócił się. Gdy ponownie spojrzał ku molu, na twarzy już miał wielkie, zielonkawe okulary, jakie się nosi dla ochrony wzroku od słońca. Ze statku schodził wysoki, smukły młodzieniec w białym mundurze porucznika marynarki handlowej.

- Halo, poruczniku! - zawołał kapitan Terry, a kiedy ten zbliżył się i zasalutował, dodał: - Zabroniłem moim chłopcom wszczynać jakiekolwiek kłótnie z waszymi. Jestem kapitan Terry z "Regensa".

- Porucznik Brunicki z polskiej marynarki handlowej - dość ozięble przedstawił się młodzieniec.

- Z polskiej? - zdziwił się Terry - mówi pan po angielsku jak rodowity londyńczyk. Polska to piękny kraj...

- Zna kapitan Polskę? - rozkrochmalił się młody człowiek.

- Tak... Byłem tam kiedyś, poruczniku... No, ale może wstąpilibyśmy na szklankę rumu z lodem, co? Piekielny upał.

Porucznik Brunicki zgodził się chętnie. Po chwili siedzieli już pod słomianą strzechą na werandzie krzywego bungalowu i rozmawiali w najlepsze.

Kapitan Terry dowiedział się, że "Mazowsze" przyszło z ładunkiem naczyń emaliowanych, a zabiera herbatę do Gdyni, że zepsuł im się ster, że w nocy mieli wielki sztorm i że porucznik Brunicki niedawno skończył szkołę morską, a to właśnie jest jego pierwsza podróż na morza południowe, z której nie jest zbyt zadowolony, bo jego kapitan to prawdziwy mruk i choruje na pesymizm.

W porcie Putlam nie ma nic lepszego do roboty, jak właśnie pić rum z lodem i dlatego prawdopodobnie między kapitanem Terry a porucznikiem Brunickim szybko nawiązały się nici rzetelnej sympatii. Ponieważ jednak "Regens" odpływał wieczorem do Dakaru, porucznik prosił kapitana, by ten zabrał list, i zaraz zaczął go pisać.

- Domyślam się, że do narzeczonej - zaśmiał się Terry.

- Zgadł kapitan. Do najcudniejszej dziewczyny na świecie.

- Tak. Znałem kilka Polek. W waszym kraju są piękne kobiety w zamyśleniu powiedział kapitan.

- Tak pięknej jednak kapitan, założę się, nigdy nie widział - powiedział młodzieniec i wydobywszy z pugilaresu fotografię, podał ją towarzyszowi.

Terry wziął do ręki fotkę i zerwał się na równe nogi. Zdjęcie wyobrażało młodziutką, czarującą dziewczynę...

- Do licha! Znałem kiedyś podobnie... piękną... Czy wolno mi spojrzeć na odwrotną stronę?

- O, proszę. Wprawdzie jest tam bardzo czuły napis, ale pan go nie odczyta, bo to w moim ojczystym języku.

Kapitan jednak odczytał:

"Memu najukochańszemu Wilkowi morskiemu, zamiast siebie samej na towarzyszkę długiej podróży - Julka".

- Przeczytałem tylko podpis - uśmiechnął się Terry, zwracając fotografię - Julka... Winszuję ci, przyjacielu... Jest istotnie jeszcze piękniejsza, niż... niż ta osóbka, jaką ja znałem. Na pewno też ma równie słodkie serduszko. Winszuję ci, drogi przyjacielu... Czy dawno ją pan zna?...

Młody człowiek, acz nieco zdziwiony wzruszeniem kapitana, zbyt jednak przejęty był tematem, by na to zwrócić szczególniejszą uwagę. Zresztą, i rum z lodem zrobił swoje. Toteż nie mógł się powstrzymać, by nie podzielić się z tym ujmującym kompanem tajemnicami swego serca.

- Poznałem ją w okolicznościach prawdziwie niezwykłych - zaczął swe opowiadanie...

Gdy je skończył, słońce już dawno zaszło za pierzaste palmy półwyspu, a po kapitana po raz trzeci przybiegł zaniepokojony bosman.

Porucznik odprowadził kapitana Terry na molo i podając mu list, powiedział:

- Nie wiem tylko, czy moja narzeczona jest teraz w Warszawie u mego ojca, czy u swojej kuzynki Alicji w Zakopanem. Na wszelki wypadek zaadresowałem do Warszawy.

- A cóż pański ojciec, prowadzi jeszcze tę zakazaną klinikę, której zawdzięcza pan spotkanie z obecną swą narzeczoną?

- Gdzież tam! Odkąd się ożenił, zajmuje się wyłącznie studiami nad niemotą.

- Tak... tak... no, żegnaj, poruczniku i wiedz, że zarówno tobie, jak i pańskiej narzeczonej życzę tyle szczęścia, co samemu sobie! Żegnaj!...

Mocno podali sobie ręce i kapitan Terry wskoczył do łodzi, zanim jednak ta odbiła, krzyknął:

- A swemu ojcu powiedz, gdy go pan zobaczysz, poruczniku, powiedz, że mnie spotkałeś i że ja mu przesyłam pozdrowienia od starego, wiernego przyjaciela, Fakira! On już będzie wiedział, co to znaczy. Od Fakira!... Żegnaj!...

Łódź oddalała się po gładkiej jak lustro wodzie, w cichym plusku wioseł.

Nad Zatoką Putlamu wstał wielki, biały księżyc.