Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Mazepa (Słowacki, 1894)/Akt IV

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania


Akt III Akt IV • Mazepa (Słowacki, 1894) • Tragedia w pięciu aktach • Juliusz Słowacki Akt V
Akt III Akt IV
Mazepa (Słowacki, 1894)
Tragedia w pięciu aktach
Juliusz Słowacki
Akt V
SCENA ISCENA IISCENA IIISCENA IVSCENA VSCENA VISCENA VIISCENA VIIISCENA IXSCENA X

SCENA I

Pokój ciemny - okno jedne z kratami.

AMELIA sama, potem CHMARA

AMELIA

Z wszystkich nędz - najstraszniejsze ludzkie zapomnienie.
O! jak posępnie błyszczą księżyca promienie!
Już druga noc - jam ani godziny nie spała.

CHMARA

wchodząc z wody dzbankiem i z chlebem

Czy pani będzie jadła?

AMELIA

Nie.

CHMARA

Pani płakała?

AMELIA

Nie... Czy nikt się nie pytał ciebie, panie Chmara,
Jak ja się mam?

CHMARA

Nikt, pani.

AMELIA

I nikt się nie stara
Za mną? nikt się nie wstawia? - Czy jegomość w zdrowiu?
Powiedz, że tu od tego na dachu ołowiu
Zimno mi, ja mam febrę.

CHMARA

Czy przysłać doktora?

AMELIA

O, nie! jeszcze nie jestem ja śmiertelnie chora,
Tylko mi zimno. Czy tu ksiądz nie przyjdzie do mnie,
Ksiądz spowiednik?

CHMARA

Pan się dziś rozgniewał ogromnie
Na panicza, godzinę się kłócili z synem.

AMELIA

Ach!

CHMARA

Panicz się za księdzem ujął kapucynem,
Lecz bardzo było trudno dójść do ładu z panem,
Wreszcie zezwolił. Oto chleb i woda z dzbanem,
Niech się pani posili - wszystko dobrze będzie.
Przypomniały dziś panią panu dwa łabędzie,
Co przypłynęły po żer aż pod okno śklane -
Pan je chciał spłoszyć...

AMELIA

Moje łabędzie kochane.

CHMARA

Pan je chciał spłoszyć, nawet już ze strzelby mierzył,
Ale pan Zbigniew ręką po lufach uderzył
I nabój poszedł na wiatr. Jegomość już wdycha;
Wczoraj ledwo przy stole wziął się do kielicha,
Nie mógł dopić - i ryknął jak lew - wstał od stołu
I chciał odbić alkowę... ba - pańskiemu czołu
Coś cięży, coś dolega - wstyd samego siebie...
Ja go znam - on się prędzej pod zamkiem zagrzebie,
Niż przyzna się do żalu - to panisko dumne,
Ja go znam; taki dzieckiem był i pójdzie w trumnę.
Ja go znam - to dotkliwy jest pan na honorze.

AMELIA

Panie Chmara, acana słowo wiele może -
Proś, acan, jegomości i nalegaj na to,
Aby zajrzał w alkowę.

CHMARA

Juściż, całe lato
Nie przejdzie tak, wypłynie na wierzch tajemnica -
Ale teraz nie można.

AMELIA

Czemu?

CHMARA

Tam kaplica,
Gdzie był pokój imości, ołtarz - gdzie alkowa.
Królisko się tam ciągle z brewijarzem chowa,
Wpadł w religijny afekt i sprowadził popów
Unitów.

AMELIA

Panie Chmara, zbierz ty kilku chłopów,
Pójdź w nocy, każ rozwalić mur. - Pan się przekona,
Że niewinną posądził - że ja wierna żona.
Ty nawet panu wielką uczynisz przysługę.

CHMARA

Ale pani, tam człowiek jest - ja w tę framugę
Zajrzałem - stał tam blady jak trup...

AMELIA

Matko Boska!
Czy to jest urok jaki? Panno Częstochowska!
Czy jaki zły duch ludziom tym pokazał lice?
Człowieku, ty widziałeś szatana źrennice,
Błyszczące się w ciemności ponad moim łożem...
Idź precz! idź, jesteś kłamcą!

CHMARA

wychodzi.

SCENA II

AMELIA

sama

O! gdyby tym nożem
Można się przebić i być spokojną, i zasnąć!
Nie, nie, nie mam odwagi - ja muszę zagasnąć
Z wolna, wypiwszy do dna ten kielich goryczy.
Cóż to? słychać po wschodach znów krok tajemniczy?
Ktoś idzie - ksiądz zapewne.

SCENA III

AMELIA, ZBIGNIEW wchodzi zakapturzony w księdza habicie.

AMELIA

rzucając się ku niemu

To anioł z obłoków.
Zbigniewie, jam poznała szelest twoich kroków!
To ty!

ZBIGNIEW

Precz! precz! - z daleka ode mnie!

AMELIA

Co słyszę?
To musi być kto inny.

ZBIGNIEW

odsłania twarz.

To ja.

AMELIA

Gniew kołysze
Twoją wiotką postacią jak znikomym cieniem. -
I z czymże ty przyszedłeś do mnie?

ZBIGNIEW

Z potępieniem...

AMELIA

Za cóż ty mię potępić chcesz? Ty cały drżący.

ZBIGNIEW

Przyszedłem cię potępić jak umierający,
I przekląć - i przed tobą trupem się położyć,
Lecz pierwej przekląć...

AMELIA

Skądże ci mnie biedną trwożyć?
Dlaczego ty przeklinać mnie masz? Wszak ty jeden
Nie masz prawa przeklinać.

ZBIGNIEW

O! tu mi był Eden...
Oczy twe były dla mnie gwiazdami zbawienia,
Hymnem anielskim twoje tłumione westchnienia,
Twoja dusza półową mej duszy weselszą;
Nie mówiłem ci tego, pókiś była bielszą;
Teraz ty czarna, ciebie już słowa nie splamią,
Choćbym powiedział: "kocham" - oczy twoje kłamią,
Serce twoje jest brudne, usta twoje drżące
Zdają mi się tak na mnie oddychać gorące,
Że mi się czoło pali i więdnie. - O, matko!
Z daleka stój. - Przyszedłem się na twoją gładką
Twarz zapatrzyć i ludzkiej piękności urągać...
Nie śmiej już po mnie żadnej przysięgi wyciągać,
Bo już nie mógłbym przysiąc, żeś nie jest fałszywą;
Chociaż ty mnie przysięgać nauczyłaś krzywo -
Ja ciebie teraz czegoś nawzajem nauczę -
Chodź tu - powiem na ucho: - Utnij włosy krucze,
I powieś się - lub, słuchaj, zakryj twarz włosami,
Bo się nie płonisz...

AMELIA

Zbigniew!

ZBIGNIEW

Ty mię raz już łzami
Oszukałaś - więc oszczędź sobie teraz mdłości -
O! jak ja tę kobietę kochałem! - Litości!
O! jak ja tę kobietę kochałem!!!

AMELIA

Zbigniewie...

ZBIGNIEW

Kto by myślał, że ona nic o żądzach nie wie!
Ja sam myślałem - głupi! - Teraz dobrze pomnę,
Jakie mi ona nieraz uściski nieskromne,
Jakie gorące usta na czole mi kładła...
Drżę cały, kiedy myślę... i tego widziadła
Nie mogę teraz wygnać z pamięci - nie mogę! -
Śmiała się ze mnie w duchu! - Chodź, dam ci przestrogę:
Nie kochaj się ty nigdy w człowieku cnotliwym,
Bo to jest miłość długa i głupia, i żywym
Nie przystoi - lecz musi być wreście wyśmianą.

AMELIA

Jakżem się ja za niego modliła dziś rano!

ZBIGNIEW

Ty?

AMELIA

Czy wiesz ty, co do mnie mówiłeś, Zbigniewie?

ZBIGNIEW

Czy ty go bardzo kochasz?

AMELIA

Kogo?

ZBIGNIEW

O, żarzewie
Piekielne! - ona pyta, kto!... wiesz! twój kochany!
Wiesz... o! ten podły... o! ten tchórz - zamurowany.
Czy ty go bardzo kochasz? mów! mów! klnę się duszą,
Że się rączęta twoje w moich rękach skruszą,
Jeśli nie powiesz. - Wyznaj, nie potrzeba szlochać -
Ty zamurowanego musisz bardzo kochać,
Bo ty myślisz, że się on poświęcił za ciebie?
Kłamstwo!! omdlał ze strachu - to tchórz! - Jak Bóg w niebie!
To tchórz - ze strachu omdleć musiała gadzina...
Ale gdy się obudził, to ciebie przeklina,
To pierś drze i przeklina; ręce w piersiach broczy,
Ot i chciałby tę swoją krew ci rzucić w oczy...
Tu - gdzie te łzy po czystym migają lazurze...
On cię przeklina, ręce swe krwawi na murze,
Potem je niesie do ust z głodu i krew pije,
Ten człowiek teraz tylko przekleństwami żyje...

Zamyśla się.

Ona go będzie wiecznie kochać umarłego...
To sęk, jak wydrzeć marę z pamięci - bez tego
Zemsta się jak skorpijon własnym jadem chłoszcze.

ze smutkiem i skargą

Amelio! o, Amelio! - chodź tu - ja zazdroszczę
Tamtemu człowiekowi i zawiść mię dręczy...
Amelio... ja jęczałem, jak on teraz jęczy,
Jak on, patrzaj - pogryzłem z bolu ręce obie,
Ja mu będę zazdrościł spokojności w grobie
Tak, jak teraz zazdroszczę męczarni i głodu...
Daj mi ten nóż... to serce chce zimnego lodu...
Obaczysz, jak ja umiem kochać, cierpieć, konać,
Daj nóż. - Ja ciebie muszę, kobieto, przekonać,
Że gdybyś mnie kochała, to ja bym był godny
Nawet miłości wiecznej.

AMELIA

Stój! nóż nadto chłodny -
Ja ci go moim sercem rozdartym ogrzeję -
O! jak ten człowiek straszny! - serce we mnie mdleje.
Zbigniewie! czy ty pewny, że tam był kto taki?

ZBIGNIEW

rzuca jej wachlarz.

Patrz!

AMELIA

Wachlarz mojej matki.

ZBIGNIEW

Czytaj - tam są znaki,
Po których ja poznałem, że był...

AMELIA

Chryste Panie!...
Prowadź ty mnie - przed królem uczynię wyznanie.
Prowadź mię - ja niewinna - lecz tam człowiek kona.
Potem umrę ze wstydu i w twoje ramiona
Upadnę skonać. - Ty mię uwierzysz niewinną.
O! przed królem ujrzycie wy mnie teraz inną,
Ja was tam dobrze wszystkich i ciebie przekonam,
Ja wam opowiem wszystko, co wiem - potem skonam.
To może wy się przecie zmiękczycie litością.

SCENA IV

Ciż sami, WOJEWODA

WOJEWODA

Waćpani masz przed królem stanąć jegomością -
Ze mną! Rzecz się odkryła.

Wyciąga za sobą żonę.

ZBIGNIEW

Bronić ją! Niewinna!

Zrzuca habit księdza i wychodzi.

SCENA V

Pokój jak w trzecim akcie, przemieniony na kaplicę. KRÓL stoi na stopniach ołtarza. - Kilku KSIĘŻY. - Potem WOJEWODA, AMELIA, potem ZBIGNIEW.

KRÓL

A! to, święci ojcowie, jakby powieść gminna;
Mury jęczą - trudno tu strachom nie dać wiary...
Coś mi się bardzo kręci wojewoda stary.
Żona jego zniknęła - może tu zamkniona.

WOJEWODA wchodzi z AMELIĄ

WOJEWODA

A ot mi, królu, moja zmartwychwstała żona.

KRÓL

Lecz tam jęk słychać było, przeniknął mi kości.
A, panie wojewodo - gdzie jest syn waszmości?

WOJEWODA

Nie wiem.

Wchodzi ZBIGNIEW.

A ot i Pan Bóg zesłał mego syna.

KRÓL

To rzecz dziwna! Ojcowie święci, to kraina
Zaczarowana - duchy wywołane stają;
Mury te, wojewodo, dziwne rzeczy tają;
Rozkazujemy zaraz tę ścianę rozwalić.

WOJEWODA

Wolałbym, miłościwy panie, zamek spalić,
Za mur ten nie zajrzawszy - lecz gdy taka wola...
Panie Chmara, rozbić mur... Panie Chmara, hola!
Krzyknij mi tam na ludzi, niechaj przyjdą z młoty.
Lecz, miłościwy panie królu, ten skarb złoty
Będzie należeć do mnie... cały skarb cacany -
Bo to skarb przez małżonkę moją pochowany.

KRÓL

Rozbić mur.

Ludzie rozwalają mur, jeden z księży wchodzi do alkowy.

Cóż tam?

KSIĄDZ

Jakiś człek bez zmysłów leży.

KRÓL

Wynieść go tu...

WOJEWODA

Lecz królu, on do mnie należy.

SCENA VI

Ciż sami, MAZEPA wyprowadzony z alkowy przez księdza

KRÓL

Co to znaczy? mój własny paź - to pan Mazepa!

WOJEWODA

Fortuna mi, jak widzisz, królu, daje ślepa
Twego pazia za trupa.

KRÓL

Ocucić go winem.
Na Boga! - Wojewodo, z twoim panem synem
Odpowiecie przed sądem i przed trybunały!

WOJEWODA

To mi więc, mości królu, jest krok nazbyt śmiały
Zabić cudzołożnika?

KRÓL

Rzecz się ta wyświeci...
Gościnny mi się wcale zdaje dom waszeci! -
Panie Mazepo - cóż się waćpanu wydarza?

MAZEPA

Mości królu, wychodzę spod tego ołtarza
Jak Lazarus - rzecz całą, jak była, odsłonię,
A przynajmniej, że honor tej pani obronię,
Która niewinnie męża posądzenie znosi.
Potem paź kogo trzeba pokornie przeprosi,
A komu trzeba - mignie pod oczy żelazem.
Wyprawiony przez ciebie, panie mój, z rozkazem,
Wziąwszy za nadrę listy, groźby i odprawę,
Musiałem tu załatwić honorową sprawę...
W pojedynku zaś owym przez traf oczywisty
Przeciwnik mi otworzył szablą twoje listy,
A ja w otwarte, jak paź ciekawy...

KRÓL

Mazepo!

MAZEPA

Listy te były takie, żem się tu na ślepo
Wrócił do zamku. - Króla chcąc uniknąć twarzy
Wkradłem się do ogrodu, nie spotkałem straży
I długo ważąc w myślach owego wieczora,
Kogo by w mojej biedzie wziąć za protektora -
Albowiem mnie to srogie groziło więzienie -
Wpadłem... bo tak nieszczęsne chciało przeznaczenie,
Do pustego pokoju tej pani. - Wtem słyszę,
Ktoś nadchodzi - osób dwie; - kilka słówek piszę
Na wachlarzu jejmości o prezencji własnej,
Potem z trwogi do ciupy tej wpadam niejasnej
I zapuszczam firanki. - Moja dotąd wina!
Z wojewodzicem była to wojewodzina,
Jużem chciał łeb wychylić jak ryba z niewoda,
Gdy oto wpada z ludźmi zbrojny wojewoda,
Krzyczy, grzmi, wietrzy - zwietrzył mnie za tą firanką;
Już miałem wyjść i moją szabelką acanką
Drogę sobie otworzyć i wrota kozacze...
Lecz słucham - ona, panie miłościwy, płacze;
Ona, kiedy mąż wrzeszczy i tupce ciemięga,
Na krzyżu mu najświętszym Chrystusa przysięga,
Że mnie w alkowie nie ma. - Jakże tu wyjść było?
Przysięgła - jam się kurczył i serce mi biło:
Już myślałem, że burzę przeczekam bez szwanku,
Wtem wojewoda ludzi zawołał z krużganku...
Przyszli - ja słucham - włosy mi wstają na głowie,
Każe mnie kamieniami zawalić w alkowie...
Walą głazy - ja słucham - stosują do węgła...
Lecz jakże było, królu, wyjść? - ona przysięgła!
Tej kobiecie by nigdy wtenczas nie wierzono...
Nie wyszedłem. - Lecz jakże drżało moje łono,
Gdy usłyszałem już mur rosnący przede mną.
Zamurowali. - Ciszę uczułem podziemną -
W oczach stanęły różne młodości obrazy...
Wyciągnąłem przed siebie ręce, czuję głazy
Zimne, nieporuszone... zacząłem żałować,
Że się tak marnie dałem żywcem zamurować...
I zdjął mię strach - o głodzie pierwsza myśl nadbiegła,
Gdzie zajrzę - ciemność; czego się dotknę, to cegła.
I zdjął mię strach, i strach mi był bratem do końca.
Nie wiem, wiele tych godzin minęło bez słońca,
Jużem się rezygnował na wszelkie boleści,
Wtem słyszę... coś nade mną jęczy i szeleści,
Szukam, przebiegam ręką drżącą czarne ściany -
Znalazłem... to kanarek był zamurowany
I zdychający z głodu. - Te skargi pisklęce,
Trzepiotanie się jego - gdy konał na ręce,
Taką mię zdjęły zgrozą - że padłem bez ducha.

KRÓL

Byłbyś tam waszeć zamarł jak w bursztynie mucha,
Gdyby nie ja. - Nad czymże dumasz, wojewodo?
Nie widziemy, aby to było z jaką szkodą
Waścinego honoru, że ten świszczypała
Zmartwychwstał.

WOJEWODA

Co?

KRÓL

Ta rzecz się przez omyłkę stała.
Paź mówi prawdę; mógłbym pokazać te listy,
A obaczyłbyś waćpan, że miał zamiar czysty:
Że pragnął owszem honor waściny ocalić.

WOJEWODA

Na Boga! - To mnie, królu, na nic się nie żalić;
Być ukontentowanym - z hańbą zostać wiecznie...
Nieprawdaż?

KRÓL

Ja tu hańby nie widzę...

WOJEWODA

To grzecznie!
To, miłościwy panie, dowód twojej łaski...
Więc ty hańby nie widzisz? Ja stawiam zatrzaski
Na wilka, a złowiłem wróbla i czyżyka;
Pokój chcę zamurować - i cudzołożnika
Zamurowałem. - Smutny to wypadek, panie! -
A teraz niech się ze mną wola boska stanie,
Ale ja tego pazia już mam i nie puszczę.

KRÓL

Co? - i ty śmiesz?

WOJEWODA

Gdy jeleń wejdzie w moją puszczę,
To, mości królu, jeleń mój - ja dobrze strzelam.
Ja tu was teraz starą męką rozweselam.
Śmiejcie się! - i ty, żono, śmiej się, pókiś żywa...

KRÓL

Cóż to za zemsta w starym twarda i straszliwa!

MAZEPA

Chodzi mi o tę panię - co u waszej mości
Nie znajduje obrony ani też litości...
Cóż pocznie tu obelgom na zęby wydana? -
Oto miłościwego mi zaklinam pana,
Aby temu, co powiem, chciał dodać powagi
Królewskim przyzwoleniem. Oto jest miecz nagi -
Na tym pałaszu honor niewiasty spoczywa:
Kto śmie ją lżyć, niech szabli z jaszczuru dobywa,
Ja żądam sądu Boga.

KRÓL

Zezwalamy z żalem.

WOJEWODA

dobywając szabli

Chodź się bić...

KRÓL

Ty sam, starcze?

WOJEWODA

Ja będę rywalem
Tego gacha, co broni niewiernicy sprośnéj;
A już by też był Pan Bóg bardzo nielitośny,
Gdybym ja go nie zabił.

ZBIGNIEW

Ojcze, zdaj to na mnie;
Lecz jeżeli ja zginę - to wtenczas przynajmniej
Uwierz ty w jej niewinność... Niechaj żyje błoga,
Krwią ludzką od potwarzy broniona przez Boga.
Przyrzekasz mi? - tu boski cios nie może minąć -
Przyrzekasz mi? -

AMELIA

do wojewody

Nie pozwól mu iść - on chce zginąć.

WOJEWODA

Precz! on zwycięży - a ty! -

Odpycha ją.

No, synu, do szabli!
Zbigniewie - ot mi teraz szepcą jakby diabli,
Że ty się pomścisz za mnie. Czy czujesz to w sobie?
Jeżeli nie, to zostań.

ZBIGNIEW

Nie myślę o grobie...
To za wcześnie, za wcześnie. Cóż, panie Mazepo?
Co się tak mamy rąbać i może na ślepo
Przy księżycu albo li przy pochodni blasku?
Proponuję broń palną. Miejsce, w bliskim lasku...
Czekam na pana...

MAZEPA

Chodźmy...

ZBIGNIEW

Aha - mości panie -
Nim się tu z nami wola Pana Boga stanie,
Jako rycerz osoby, której cześci bronisz,
Warto, że się jej kornie do kolan ukłonisz,
Że ciebie i obrończą broń pobłogosławi...

WOJEWODA

Paź przed nią?...

ZBIGNIEW

Jeśli winna, to pazia odprawi
Z błogosławieństwem zguby... Bóg winnym nie sprzyja.

Mazepa klęka przed Amelią, która stoi nieruchoma.

WOJEWODA

do Amelii

Słyszysz! Błogosławieństwo waćpani zabija -
Błogosław go. - Cóż, martwa jak kamień? daj rękę!

AMELIA

wyrywając rękę wojewodzie

Czemu mnie waćpan ciśniesz? -

błogosławiąc Mazepę

Na Chrystusa mękę,
Bądź pobłogosławiony. - A tamten? a drugi? -

WOJEWODA

Tamtego błogosławił ojciec... Hej, niech sługi
Wyjdą w las z pochodniami; poświecić synowi. -

ZBIGNIEW

Niech nikt nie idzie za mną.

WOJEWODA

do Zbigniewa

Zamorduj! - strach mrowi
Przenika mnie... Zamorduj! - mierz w serce głęboko.

Zbigniew całuje ojca w rękę i daje znak Mazepie.
Wychodzą oba.

SCENA VII

CIŻ SAMI prócz Zbigniewa i Mazepy

KRÓL

do wojewody

Osłupiał mi coś waszmość - w ziemię wlepił oko.
Pomyśl, jeszcze czas cofnąć tych szaleńców obu.

WOJEWODA

Już nie czas - moja krzywda domaga się grobu...
Już nie czas, mości królu. - Wszak tam winny padnie.
A mój syn - ot mi czoło ni trochę nie bladnie;
Mój syn przeciwko mojej cześci nie zawinił.
Niesprawiedliwość by to sam Pan Bóg uczynił,
Gdyby mój syn nie wrócił. - Cyt, proszę o ciszę -
Proszę... o wielką cichość...

Chwila milczenia, słychać strzał z pistoletu.

KSIĄDZ

To sąd Boga.

WOJEWODA

Słyszę. -
To mój syn strzelił... drugi nie strzela. Nie strzeli...
Już mu się czoło śmierci okropnością bieli,
Już serce pękło... leży u stóp mego syna.
Bądź pochwalony, Boże! - Twoja to przyczyna,
Najświętsza Panno, Ciebie moje serce sławi! -
Jakże się nad tym trupem mój syn długo bawi...
To dziwnie... strzał był tylko jeden mego syna,
A po nim już ogromna ubiegła godzina -
Trup musiał umrzeć... Czemuż tu nie widać mego?...

SCENA VIII

CIŻ SAMI, MAZEPA wchodzi z pistoletem w ręku i staje przy królu.

WOJEWODA

Gdzie jest mój syn? - Gdzie syn mój? Gdzie mój syn? Dlaczego
Wy tacy bladzi? - W imię Przenajświętszej Panny,
Co to jest? - Pokaż piersi mi twoje! -

Biegnie do Mazepy i rozdziera mu żupan na piersiach.

Nie ranny!!!
Mój syn zabity! - Chłopiec mój zamordowany!!!

Wali się u stóp króla twarzą do ziemi.

KRÓL

Nie ruszać go - nie mówić nic - bo takie rany
Same się muszą goić - i łzy mają swoje.

WOJEWODA

wstając

Gdzie moje dziecko? ja chcę widzieć dziecko moje!

Wychodzi.

KRÓL

Iść za nim...

Jeden z księży wychodzi za wojewodą.

SCENA IX

CIŻ SAMI, prócz wojewody

KRÓL

do Mazepy

Czy się wszystko odbyło z honorem?

MAZEPA

Nie pytaj, najjaśniejszy panie; on był wzorem
Szlachetności i wdzięku - śmierć miał bardzo smutną.
Zajmij się ty jej losem - patrz, blada jak płótno -
Posąg, który się trzyma strętwieniem boleści...
Jej ducha anioł teraz podnosi i pieści...
A ona mu rozpaczy ciszą odpowiada.

KRÓL

Patrzcie, powraca stary - wraca mara blada...
Nie zatrzymujcie - idzie obłąkany - puśćcie!...

SCENA X

CIŻ SAMI, WOJEWODA wraca niosąc w ręku chustę zbroczoną

WOJEWODA

Oto me łzy i syna mego krew na chuście.

AMELIA

z obłąkaniem postępuje ku niemu.

To dla mnie.

WOJEWODA

rzuca jej w twarz chustkę krwawą.

Masz ją w oczy.

AMELIA

A! - A! -

Pada na wznak omdlała.

KRÓL

To dzień sądny!

WOJEWODA

Królu! proszę na pogrzeb - a będzie porządny...
A ty mi, panie, wszakże nie odmówisz, sądzę...
I ten paź także. - U wrót zasunąć wrzeciądze -
I ten paź także. - Czarną wywiesić chorągiew...
Tokaju z beczek zaraz utoczyć do stągiew...
Będzie stypa...

KRÓL

na stronie

On, widzę, mię tu więzi gwałtem.

WOJEWODA

Dla oszczędności - grzebać będziemy ryczałtem.

KONIEC AKTU CZWARTEGO