Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Bezimienna/Tom II/XXVII

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wydania 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: Pobierz Cały tekst jako ePub Pobierz Cały tekst jako PDF Pobierz Cały tekst jako MOBI
Indeks stron


{{#lst:Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/88|X227|}} — Mościa księżno — odparł drżący podczaszyc, zbliżając się ku niej bez przygotowania — opowiem wszystko. Boję się, by mnie nie szpiegowano; wpadłem tylko na chwilkę, będę prosił, aby mnie wypuszczono tylnemi drzwiami...
— Ale cóż się stało?
— Co się stało! Wprost uderzam o przedmiot... Wiem, że jenerałowa Puzonów, której rząd rosyjski poszukuje i chce ją pochwycić, znajduje się u księżnej... Nie wiem, jakie stosunki łączą panią z nią, ale dość mi, byście się nią zajmowali, abym ja się czuł obowiązanym ją ostrzedz. Otóż ambasada odkryła jej pobyt i gotuje się pochwycić!
Wojewodzina załamała ręce i rzuciła się w krzesło. Na chwilę zamilkła, porwała się z siedzenia, wybiegła i powróciła, wiodąc za sobą Helę... tak spokojną i poważną, jakby jej żadne nie groziło niebezpieczeństwo.
Obleczona tym majestatem męstwa i pokoju, była cudownie piękną... Podczaszyc oczu nie mógł od niej oderwać.
— Jestem przyjacielem domu księżnej — odezwał się zmieszany — z tego tytułu daruje mi pani, że, mimo największego dla mnie niebezpieczeństwa, ośmieliłem się przyjść z przestrogą. Trzeba uciekać!
— Czy uciekł kto od swego przeznaczenia? — spytała go Hela obojętnie.
— Ale czekać na grożący cios byłoby... niepojętą obojętnością... byłoby... prawdziwie nie umiem nawet nazwać.
— Mów pan: nieroztropnością — rzekła nieznajoma. — To prawda, — dodała — jestem w położeniu groźnem, a ta, której łasce i dobroci winnam schronienie, pragnie mnie ocalić... bo ja, ja nie mam prawie ochoty wałczyć z losem o ocalenie... ale cóż począć?
— Uciekać! — powtórzył podczaszyc.
— Dokąd?
— Za granicę...
Hela spuściła oczy w ziemię i szepnęła:
— A wszystkie poczciwe myśli, nadzieje... zachody ocaleniu własnemu poświęcić!.
I westchnąwszy, dodała:
{{#lst:Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/90||X227}}


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.