Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Bezimienna/Tom I/XVI

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wydania 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: Pobierz Cały tekst jako ePub Pobierz Cały tekst jako PDF Pobierz Cały tekst jako MOBI
Indeks stron


{{#lst:Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/39|X116|}} ra, spodziewając się przybycia pana Tadeusza; smuciła się zawczasu, że go już dziś pożegnać będzie musiała... a przeczucie jakieś mówiło jej, iż ten ruch we dworze mógł być dla niego groźnym. Chodziła do okien, dopóki cokolwiek było jaśniej na dworze, przysłuchiwała się najmniejszemu szelestowi... wpatrywała w twarze przechodzących, widziała tylko, iż wiele z nich nieznajomych jej było i obcych...
W milczącem oczekiwaniu, gdy się ściemniać poczęło, kobiety zasiadły u komina, ale oczekiwały napróżno.
Do późna nikt się nie zjawił, nakoniec około północy Hela straciła nadzieję, ażeby gość ich miły mógł nadejść, widocznie coś przeszkodziło.
Trwożyła się nieco, ale pocieszała zarazem, że go jeszcze zobaczy, że wyjazd musiał być odwleczony, bo była pewna, że bez pożegnania nie odejdzie... a zatem dzień jeden zyskała.
Ksawerowa unikała rozmowy, była niespokojna i wylękła.
O północy zgaszono nareszcie światło; zaryglowawszy drzwi, kobiety poszły modlić się i spoczywać... Hela jeszcze, klęcząc u tapczanika, nie skończyła była pacierzy, gdy wpośród ciszy lekkie stukanie do okna sypialni słyszeć się dało... Zrazu przestraszyła się Ksawerowa, ale Hela przeczuła, wiedziała, kto przyszedł, osłoniła się chustką i śmiało pobiegła do okna...
Noc była ciemna, rozeznała tylko postać stojącą u szyb, otuloną płaszczem... serce jej poznało w tym cieniu pana Tadeusza. Na zapytanie ciche, cichsza jeszcze odpowiedź potwierdziła domysł Heli... która żywo odsunęła połowę szyb... To późne przyjście, podkradanie się do domku tajemnicze... nic nie zwiastowało dobrego... jego to pewnie we dnie szukano!
— A! to wy? — spytała niespokojnie — to wy! Myśmy przeczuwały, że coś złego stać się musiało! Dlaczegóż tak późno... mój Boże...
— Stało się — rzekł żywo pan Tadeusz — że nie mogłem was pożegnać, a natychmiast odjeżdżać muszę, koń stoi niedaleko... Ledwie mam czas rzucić słowo... Powtarzam, po Wielkanocy przybądźcie do Warszawy... {{#lst:Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/41||X116}}


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.