Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 049.jpeg

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została zatwierdzona


Księżyc w pełni, złocisty jak we Włoszech, żeglował samotny na głębokim szafirze nieba, gasząc blaski gwiazd, co gdzieniegdzie tylko migotały nieśmiało, niby blade iskry, zgubione w przestworzu.
Park cały rozbrzmiewał radośnemi nótami ptasząt i owadów. Wydawały one cudny koncert zmięszanych głosów, dolatujący do uszu Natalii, jak niezmącony hymn szczęścia, miłości, życia. Słuchała go wpół wychylona, ogarnięta niepokonanem wzruszeniem, nie czując, jak łzy spływały jej z przymkniętych oczu i spadały po twarzy strumieniem. Byłyż to łzy cierpienia, lub szczęścia? Nie wiedziała sama.
Nagle wśród tych zmięszanych głosów usłyszała szelest kroków; cofnęła się od okna, tak, aby nie być widzianą, i spostrzegła męzką postać, co długim cieniem słała się na murawę trawnika. Postać ta szła wolnym krokiem, z głową pochyloną na piersi, pogrążona widocznie w głębokiej zadumie, kierując się ku pałacowi. Natalia spoglądała na nią ciekawa i drżąca nieznanem wruszeniem. Aż wreszcie, gdy była zaledwie o parę kroków od bocznych drzwi, prowadzących do przeciwległego skrzydła, podniosła głowę, i Natalia poznała piękne rysy nieznajomego, które na jawie i w marzeniach zdawały się jednako ją ścigać.
Noc tę przepędziła bezsennie. Wieczorem zamykając się w swoim pokoju, postanowiła rozważać swoje położenie i ułożyć, jak ma postępować nadal wobec prawdopodobnych zamiarów Leopolda; tymczasem biały ranek zastał ją równie niepewną i wahającą się, jak była wczoraj. Noc przemarzona nie mogła rozświetlić dla niej chaosu własnego ducha.
Czuła się zmordowaną, rozgorączkowaną, wabiła ją świeżość poranku; po cichu więc, aby nie zwrócić uwagi Drylskiej, spiącej w przyległym pokoju, zarzuciła na siebie ranne ubranie, wysunęła się na korytarz, lekko zeszła ze