Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 025.jpeg

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została zatwierdzona


Ma się rozumieć jednak, iż obiad w starożytnej sali pałacu głogowskiego, w gronie ściśle rodzinnem, usprawiedliwiał skargę Natalii, która bez ceremonii nazywała go nudnym. Hrabina i hrabia milczeli uparcie, Drylskiej nie wypadało wszczynać rozmowy, patrzała więc w talerz, jak w tęczę. Zresztą była tak zajęta sprzątaniem nieznacznie największej ilości dobrych kąsków, iż zapewne nie była w tej chwili zdolna do jakiegobądź innego zajęcia. Natalia jedna reprezentowała tutaj element życiowy, ale zmrożona obojętnością otoczenia, musiała przystosować się do ogólnego tonu, a jeśli kiedy próbowała rzucić jakie słówko lub zapytanie, odbierała lakoniczną odpowiedź, która od razu przecinała wszelką możność rozmowy.
Lokaje w wielkiej liberyi, pod przewództem kamerdynera, krzątali się uroczyście około stołu, uważni na każde skinienie państwa, tak, iż odgadywali ich żądania, nim wymówione zostały. Jedyną więc rozrywką biednej Natalii był portret, umieszczony naprzeciw niej, wyobrażający piękną damę, w wyszukanym stroju przeszłowiecznym. Cała jadalnia obwieszona była portretami familijnymi, nikt jednak nie wiedział dokładnie, czyje to były wizerunki.
Świeżo kreowany hrabia Romiński, ojciec Emiliana, nabył Głogów, razem ze wszystkimi zabytkami przeszłości, od zrujnowanej rodziny, co zmuszona była sprzedać go, i od razu stał się właścicielem długiego szerego przodków, których malowane twarze bynajmniej nie zmieniły wyrazu, patrząc na splendory, jakiemi nowonabywca otoczył ich rodzinne gniazdo. Przy odrobince więc dobrej woli, można było uważać portrety głogowskie za protoplastów dzisiejszych dziedziców, zresztą, o ten drażliwy przedmiot nikt się nie pytał i nikt nie myślał ruszać wizerunków dam i rycerzy z ich miejsc odwiecznych. Nadawały one bowiem jeszcze większą uroczystość wielkiej