Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca from Ziarno 1889 No 30 1.jpg

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została zatwierdzona


JEDEN Z TYSIĄCA.
przez
Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Rule Segment - Span - 40px.svg Rule Segment - Fancy1 - 40px.svg Rule Segment - Span - 40px.svg
(Dalszy ciąg.)

Dotąd brzmi tylko jeszcze to wszystko...
Jednakże zaczynam mieć potężne wyobrażenie o władzy naczelników naszych, coś to nakształt jus gladii... albo raczej... ubodzy i biedni tworzą sobie tylko straszydła...
Napróżno by mnie chciano ustraszyć i odebrać mi wiarę w ludzi — nie stracę jej, bo serce mi powiada, że przy słabości w każdym jest strona dobra, jest coś Bożego, jest jakaś struna, która dotknięta harmonijny dźwięk wydaje, jest cząstka, która iskrą jaką zaświecić może. Miałem tego dowód, rozszedłszy się z Walterem i powracając do mojej gospody, gdym właśnie kłopotał się o to, jak sobie wynaleźć potrafię skromne mieszkanie i nie obeznany z miastem, wyszukam w niem co mi potrzeba.
Ledwiem uszedł kilkanaście kroków za mury szkolne, ujrzałem w naszym mundurze jakby oczekującego na mnie mężczyznę, który choć nieznajomy, przywitał mnie bardzo grzecznym ukłonem.
Oddałem mu go z nawiązką, uśmiechając się przyjaźnie, choć doprawdy zrazu twarz jego niemiłe na mnie uczyniła wrażenie. Ale od tych wrażeń wstręt wyradzających bez przyczyny żadnej, silne mam zawsze postanowienie się bronić, i im bardziej mi się niepodoba człowiek, tem usilniej dobrej w nim wyszukuję strony.
Jakoś tu wszyscy w tem miasteczku rzeczywiście biednie i skurczono i ubogo wyglądają. Towarzysz mój cale był zbrukany i wytarty, wszystko aż do twarzy w nim zdawało się powalane i zmięte... Na chudej szyi głowa maleńka, łysawa, usta uśmiechnięte przymusem, oczki małe siwe, twarz pomarszczona i bez barwy. Krew z niej dawno uciekła i młodość ją pożegnała, a życie wycisnęło piętno takiej służbistości, uniżenia i pokory, jakiej dotąd wyobrażenia nie miałem.
Może go zająkliwość zrobiła tak nieśmiałym i biednym, ale minę miał obudzającą litość doprawdy. Zaraz po ukłonie, któremu uśmiech towarzyszył, zapewne dla większego ośmielenia mnie, nieznajomy przybliżył się i zarekomendował jako nauczyciel tejże szkoły, dający wprawdzie kalligrafiją tylko... przedstawiał mi się jako obcemu w celu ofiarowania swej pomocy. Nie mogłem jej odmówić, poszliśmy więc razem zaraz, a Herniszka tak się bowiem nazywa, pomimo zająkliwości, jął mnie zaraz obznajamiać z tym światem, w który wchodziłem. Mówił jednak w ogóle nietykając drażliwych kwestyj, a z pierwszych słów domyśleć mi się było łatwo, żem miał przed sobą zwolennika Dyrektora i najpokorniejszego z sług jego. Spytał mnie, czym był już u naczelnika, i zarazem usiłował zgadnąć, jakie na mnie majestat jego uczynił wrażenie.
Odpowiedziałem mu, że nigdy nie sądzę o ludziach, póki ich bliżej i lepiej poznać nie dadzą mi okoliczności. Popatrzał mi w oczy i z przekąsem jakoś nadmienił o Inspektorze, ja i tu byłem ostrożny a raczej nie mogłem żadnego wyrzec sądu. Herniszka obejrzał się i raczej postawą niż słowy, dał do zrozumienia, że tu potrzeba być bardzo oględnym w zawarciu bliższych stosunków. Uniknąłem dalszej w tym przedmiocie rozmowy, zwracając ją na moje osobiste kłopoty. Tu dopiero okazała się dobra strona tego poczciwego człowieka, który z braterską troskliwością jął mnie rozpytywać o najdrobniejsze szczegóły mojego życia, przeszłości i teraźniejszych zamysłów.

(Dalszy ciąg nastąpi.)