Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Jedna noc (Hollender, 1936)

Z Wedateka, archiwa
Wersja z dnia 02:04, 11 wrz 2021 autorstwa imported>Tommy Jantarek (nowa strona)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Hollender
Tytuł Jedna noc
Pochodzenie Czas który minął i inne wiersze
Wydawca A. Krawczyński
Data wydania 1936
Miejsce wyd. Lwów
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: Pobierz jako ePub Pobierz jako PDF Pobierz jako MOBICały zbiór
Pobierz jako: Pobierz Cały zbiór jako ePub Pobierz Cały zbiór jako PDF Pobierz Cały zbiór jako MOBI
Indeks stron

>


Nie uwierzę w wymiary, cyfry i kwadraty,
nie zmierzą kątów gwiezdnych żadne kątomierze...
— Słuchajcie, owej nocy ktoś we mnie uderzył,
ktoś nazawsze mnie zamknął w ramionach kosmatych.

Całem ciałem go czułem i całym oddechem.
Trząsł ścianami mieszkania. Długim rzędem cieni
wyznawały go senne szeregi kamienic,
a dymy kominami waliły jak wiechy.

Kamienny szereg pieczar, nakrytych dachami
jak muzealne góry, załomy i skały,
w rzece nocy jak ryby olbrzymie pływały,
a księżyc w łusce dachów, tkwił jak lśniący kamień.

W kamienicznych aortach bulgotała woda,
adwokaci do okien twarzami przywarli,
po ulicach krążyli zbudzeni umarli,
i chrapał gdzieś w podziemiach pijany gospodarz.

W ciemnym szynku narożnym, na kręconych słupach,
przy ulicy nazwanej imieniem poety
kręciły się zalotnie półnagie kobiety,
a deszcz o trwożne szyby krwawem błotem chlupał.

Potem w pijanym szynku noc wyła pomocy,
i bezradni uczeni chlipali żałośnie,

obłoki się jak koty wspinały po sośnie
i jak koty po dachach dudniły tej nocy.

Niebo grzmiało i w czarne cofało się głębie,
napróżno astronomów lunety i głowy
szukały gwiazd — wstecz parły komety różowe,
konstellacje znikały jak stada gołębi.

Uciekające niebo żegnały kominy,
z płuc pieców w noc rzucając zatrute płomienie,
i nad spłoszonem stadem żyjących kamienic
szedł apokaliptyczny swąd ludzkiej padliny.

Sam czułem czas niezwykły — krążyła po ciele
zimność przeszła i straszna zaniedbanych godzin,
aż poznałem, że śmierć jest godziną narodzin,
że gdy traci się wszystko — nie traci się wiele.

Z umierającym światem zacząłem się łączyć,
na piersiach dusił straszny nietutejszy ciężar...
— Niech walczą, ty mijaniem będziesz ich zwyciężał,
o, wydrwiony przez żywych, więc — triumfujący!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Hollender.