Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Do Kalli list o nocy strasznej

Z Wedateka, archiwa
Wersja z dnia 15:45, 10 wrz 2021 autorstwa imported>Tommy Jantarek (nowa strona)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Hollender
Tytuł Do Kalli list o nocy strasznej
Pochodzenie Czas który minął i inne wiersze
Wydawca A. Krawczyński
Data wydania 1936
Miejsce wyd. Lwów
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: Pobierz jako ePub Pobierz jako PDF Pobierz jako MOBICały zbiór
Pobierz jako: Pobierz Cały zbiór jako ePub Pobierz Cały zbiór jako PDF Pobierz Cały zbiór jako MOBI
Indeks stron

>


Gwiazd jest więcej niż ludzi i noc jest za gęsta,
olejna zieleń krzaków marszczy się w ogrodzie,
ku nabrzmiałej gwiazdami, wygładzonej wodzie
zwisają ciężko liście jak kawały mięsa.

Nie pytaj mnie o listy, czarnowłosa Kalli,
kalinowe masz imię, a mój czas się spala,
to tylko twoje listy są jak słodka fala,
a tylko moje słowo podnieca i pali.

To noc mi wtłacza serce w najczarniejsze gąszcza,
noce są złe, i wierz mi, noc wiosenna dusi,
wywodzi ostry księżyc, w dźwięczne szyby pruszy
kosmatem ptactwem mroku — ciem, muszek, chrabąszczy...

Noc każe ludzkim sercom wyć przeciągłe pieśni,
psom tęsknić, a słowikom żarzyć mokre krzaki,
nocą zakwita tytoń, opjumowe maki,
noc wodzi wiatr puszysty z miejsc najbardziej leśnych.

Życie dzieje się w nocy, na łysych mieliznach.
Ledwie się żyć odważam, oddychać ukradkiem.
Gdy gwiazdy drasną wodę, by lgnąć w niej jak płatki,
zaczyna dziać się moja pierwotna ojczyzna.

Nisko gaśnie miasteczko. Nigdy go nie było,
nie było tej bielizny, wiszącej na krześle,

wróciło wszystko straszne, pierwotne i przeszłe.
Zniknął dom, w którym mieszkam. To wszystko się śniło.

Jest nagi wódz miedziany, wyje w czarną wodę,
bierze na oszczep księżyc, by go wlec po rzece,
by śpiące, srebrne ryby siec na dnie jak mieczem,
aż na piachu mielizny ulgnie srebrną kłodą.

Jest nagi wódz, poluje, nie chodzi, lecz kroczy,
nie mija, lecz obala, i uderza pierwszy,
śpiewa krwawe zwycięstwa grzmotem prostych wierszy,
rany obmywa w rzece, nie lęka się nocy.

Nie zna lęku, bo nawet nazwać go nie umie,
na drzewo mówi — drzewo i na księżyc — księżyc...
— Bezsilnie drobne ręce, wąskie piersi prężę,
zawsze będzie silniejsza noc w swym strasznym szumie.

Przez okno płynie ogród i siada na piersi...
Już mi śpiewać bezsilnie[1], papierosy palić,
już ci nic nie napiszę, czarnowłosa Kalli,
bo znów mam noc przed sobą. A lękam się śmierci.




Przypisy

  1. Uwaga dla przyszłych komentatorów: Przecinek następuje po „bezsilnie“. Zaznaczam to, ponieważ sam byłem żałobnym świadkiem znęcania się na ćwiczeniach nad narodowym, bądź co bądź, wieszczem — Słowackim. Chcę tego kiedyś uniknąć. Rozchodziło się o to, czy poeta napisał „palmy, zamki na Bosforze“ (w znaczeniu drzewa i zamki), czy „palmy zamki na Bosforze“ (zapalajmy!). Ta kwestja jednego przecinka zajęła nam kiedyś na seminarjum bite dwie godziny. Prosząc o względy przyszłych komentatorów, wolę sprawę swojej interpunkcji sam wyjaśnić.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Hollender.