Uwaga |
---|
Balladyna/Akt IV
Scena I
Sala w zamku Kirkora - Uczta - Przez okna widać błyskawice.
Grabiec ubrany jak król siedzi na pierwszym miejscu - Balladyna, Kostryn, Szlachta, Służba zamkowa.
Chochlik i Skierka stoją za krzesłem Grabka.
JEDEN ZE SZLACHTY
- Zdrowie jasnego króla!
GRABIEC
do Chochlika
- Podziękuj, ministrze.
CHOCHLIK
ze śmiesznym gestem
- Król dziękuje.
GRABIEC
- Mój błaźnie, każ, niech pieczomistrze
- Przyniosą nowe danie...
SKIERKA
- Już kuchta zamkowy
- Nie ma nic na półmisek prócz cielęcej głowy,
- Lecz ta niedopieczona na królewskim karku.
GRABIEC
- Widziałem dwa chodzące pawie na folwarku,
- Upiec je i dać na stół, ja poczekam na nie.
KOSTRYN
- Służba! Przed jasnym królem, na ostatnie danie
- Postawcie złotnikami napełnioną tacę.
GRABIEC
biorąc z tacy złotniki, rozdaje Chochlikowi, Skierce -
a potem sam napełnia kieszenie.
- Ministrze, za rok usług z góry ci zapłacę,
- A nie drzyj tak poddanych; tobie, miły błaźnie,
- Za tysiąc żartów, złotnik: spraw nam śmiechu łaźnię!
- Sobie także za ciężkie płacę panowanie.
- A to - to mi schowajcie jutro na śniadanie...
BALLADYNA
- Honor to dla mnie, że gość tak dostojny
- Raczył nawiedzić mój zamek i stoły.
- Pijcie panowie!
Do Kostryna, który ją za rękę ściska, mówi cicho
- Chłopcze! siedź spokojny,
- Na Boga! patrzą - odgadną - zginiemy.
do innych
- Pijcie, panowie! Panie Chrząszcz z Jemioły,
- Pij waść. - Dlaczego pan Gryf siedzi niemy?
- Proszę wynaleźć wesołą rozmowę.
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- Mówimy o herbach.
GRABIEC
- Ja mam w herbie króla
- Złote trzewiki, koronę i głowę.
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- Ja mam dwie trzaski.
DRUGI ZE SZLACHTY
- A ja mam pół ula.
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- A ty, grafini?
BALLADYNA
- Ja?...
KOSTRYN
- Pani! wszak byłaś
- Księżniczką możnej Trebizonty.
GRABIEC
- Proszę!!!
- Najświętsza Panno! co ty narobiłaś
- Książąt na ziemi! Miałaś aśćka grosze?
BALLADYNA
- Ja? - o! wspomnienie! Wuj nielitościwy
- Wygnał mię z państwa, zagrabił dzielnicę;
- Przez niego bracia moi królewice
- Zamordowani.
GRABIEC
- Proszę! co za dziwy!
- Kto by uwierzył?...
BALLADYNA
- I mnież odmówicie
- Wiary? - nie proszę o pożałowanie.
- Ach, ja szczęśliwa, ja uniosłam życie;
- Lecz matka moja! - Matkę moją, panie,
- Zamurowano w pałacu framudze.
GRABIEC
- Biedna starzyna!
BALLADYNA
- Ale ja was nudzę
- Opowiadaniem tego, co mię boli.
- Proszę pić! proszę! Gdzie krajczy? podstoli?
- Niech daje wina... Wy czar dolewajcie,
- Bądźcie weseli...
GŁOS SŁUGI
za kulisą
- Stój, matko!
GŁOS WDOWY
za kulisą
- Puszczajcie!
BALLADYNA
- Gdzie ja się skryję?
WDOWA
wpada przebijając się przez służbę i staje śród sali -
dygając pomięszana
- Kłaniam pięknie, moi
- Rycerze. - Córko! ha! to się nie godzi
- Zapomnieć o mnie.
BALLADYNA
- Co się babie roi?
- Co to za stara kobieta?
WDOWA
- Wy młodzi
- Hulacie? dobrze. - Ale tez o matce
- Warto pomyśleć. - A to mnie jak w klatce
- Zamknięto - stara czeka, czeka, czeka -
- Ani przysłała kawałeczka chleba.
- A to głód, córko! A przynajmniej mleka
- Kropelkę dajcie, wszak tu manna z nieba
- Padać nie będzie dla biednej staruszki.
BALLADYNA
- Co to się znaczy? to jakaś szalona.
WDOWA
- A daj mi, córko, te złote dzbanuszki,
- Matce się pić chce.
BALLADYNA
- Czemu tu wpuszczona
- Ta stara?...
KOSTRYN
- Wziąć ją! idź z Bogiem. - Mój królu,
- To obłąkana.
WDOWA
do Balladyny
- A powiedz: matulu
- Do twojej matki, nie nazywaj: stara -
- Stara, ta stara -
BALLADYNA
- Wziąć ją! wyprowadzić!
GRABIEC
- Cha! cha! cha! - jaka to chłopska maszkara,
- Dajcie jej pokój: trzeba ja posadzić
- Z nami do stołu.
WDOWA
- To mi to pan dobry!...
- Widzicie! dajcie ławkę, niech usiędę.
- Tak, tak, tak trzeba, mój rycerzu chrobry,
Czcić starą matkę. Czy to ja uprzędę
- Piękniejszą sobie suknię z pajęczyny?
- To wina mojej kwoczki Balladyny,
- Że ja w łachmanach, rada, cz nie rada.
- Niech się nie dziwi żaden z was acanów,
- Że ot
pokazując na suknię
- nie złoto, lecz kilka łachmanów
- Ze starych kości na proszek opada;
- Proszę wybaczyć córce mojej...
BALLADYNA
- Piekło!
- Jak tu wpuszczono tę żebraczkę wściekłą?
- Powiedz, jak weszłaś do złotych pokoi?
- Ja ciebie nie znam...
WDOWA
- O! święci anieli!
- Nie znasz?... ty matki nie znasz? matki twojej?
GRABIEC
- Cha! cha! cha! - uszy królewskie weseli
- Taki rozhowor...
WDOWA
- Powtórz, córko, śmielej,
- Ty matki nie znasz? twojej własnej matki?
BALLADYNA
- Czy wy ją znacie, panowie, powiedzcie,
- Co to za wiedźma?
WDOWA
- Świećcie mi! ach świećcie,
- Niebieskie gwiazdy! - Wy mi bądźcie świadki,
- Jeśli z was który ojcem!... O ty jędzo!
- Ach! okropnico córko! to ja ciebie
- Nie znam.
BALLADYNA
do Kostryna
- Każ, niech ja za wrota przepędzą,
- Szczeka za głośno.
WDOWA
- Urodziłam z siebie
- Trumnę dla siebie - o Boże! mój Boże!...
- Służalce na znak dany przez Kostryna chwytają za ręce Wdowę.
- Puszczajcie! córko! niech pomyśli - córko!...
- O córko! pomyśl - ale tam na dworze
- Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką
- Czeka na siwy mój włos, by uderzył.
- Patrzaj przez okno - grom nie będzie wierzył,
- Jak mię zobaczy samą w taką burzę,
- Że ja nie jestem jaką zabójczynią,
- Co się po nocy błąka...
- Ciągną ją na znak gniewliwy Balladyny.
- Powiem chmurze,
- Niech bije w zamek gromem! nie targajcie,
- Ja pójdę sama. - Świat teraz pustynią
- Dla starej matki...
BALLADYNA
- Chleba kawał dajcie.
WDOWA
- Bodaj cię chleb ten zadławił! zadławił!
- O! nie targajcie; bo i tak podarta
- Sukienka moja - wiatr się będzie bawił
- Z łachmanem starej matki. O! to czarta
- Córka; nie moja! nie moja! nie moja!
- Wychodzi - wyprowadzona przez służbę.
BALLADYNA
po długim milczeniu
- Czemuście smutni? Wszak pod uczty koniec
- Ludzie szczebiocą, co język przyniesie.
- A wy milczycie jak w zamczysku zbója?
Słychać tętent.
- Co to za tętent?
SŁUGA
- Przybył grafa goniec.
BALLADYNA
- Niech wejdzie...
Goniec wchodzi.
- Jakie od męża nowiny?
GONIEC
- Pan graf pozdrawia...
BALLADYNA
- A kiedy z powrotem?
GONIEC
- Burza go w bliskim zaskoczyła lesie.
- Konie ognistym przerażone grzmotem
- Grzęzły po bagnach; sosny się jak trzciny
- Gięły z okropnym hukiem i łoskotem.
- Nie można było dotrzeć do zamczyska,
- I pan graf czeka w pustelnika celi,
- Aż się ta burza wygrzmi i wybłyska.
BALLADYNA
- Cóżeście z panem nowego widzieli?
GONIEC
- Pan graf pomyślnej dokonał wyprawy.
- Zaledwieśmy wjechali w gnezneńskie ulice,
- Koło czerwonej bramy spotkaliśmy orszak
- Rycerzy uzbrojonych; na ich czele Popiel
- Jechał konno. Koń jego dumny piął się nieraz
- I zawieszał w powietrzu żelazne kopyta
- Nad głowami pokornie klęczącego ludu.
- Wtem Kirkor - któż by myślał? Kirkor samotrzeci
- Chwyta dłonią koniowi królewskiemu cugle
- Krzycząc: “Srogi tyranie! trzema zabójstwami
- Doszedłeś aż do tronu: idź w piekło!” To mówiąc
- Mieczem rozciął przyłbicę ukoronowaną
- I za szaty chwyciwszy podniósł, wstrząsnął trupa
- I ludowi pokazał. Lud zrazu oniemiał;
- Potem w niebo ogromnym uderzył okrzykiem,
- Nie można było wiedzieć: pochwalał czy ganił.
- Nagle się cały ku nam rzucił szumną falą,
- Chwila - a już nas jako trzy maleńkie mrówki
- Zalał, strzaskał, zdruzgotał. Kirkor jedną ręką
- Trzymał trupa, a drugą swój miecz zakrwawiony.
- My zaś, jego rycerze, pełniąc rozkazanie,
- Mieczów nie dobywali. Wtem tłok ludu, jako
- Bałwan rzucony wiatrem, zniżył się kolanem
- Przed olbrzymią postawą Kirkora i wołał:
- "Niech żyje ludu mściciel! Kirkor król niech żyje!"
BALLADYNA
- Co mówisz? Kirkor królem?
GONIEC
- Racz końca wysłuchać.
- Gdy lud głosił go panem, Kirkor miecz błękitny
- W trupiej ocierał szacie; widać, że głęboko
- Dumał, jakimi słowy myśl wyrazić zdoła.
- Na koniec rzekł: "O! Lachy, ja nieznany rycerz
- Nie mogę przesławnemu władać narodowi;
- Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
- Głowy mojej, czyniłem to dla szczęścia ludu.
- Jam stworzony do ciszy wiejskiej i prostoty,
- Dla mnie za ciężką była nawet godność grafa
- I zniżyłem ją szczeblem, pojąwszy w małżeństwo
- Zamiast jakiej królewnej ubogą chłopiankę;
- Ona zamiast herbowych znaków połączyła
- Z herby moimi dzbanek pełen malin; ona
- Niepodobna królowej; ani państwa pany
- Zechcą chłopianki dzieciom na przyszłość podlegać".
BALLADYNA
- Niegodne kłamstwo! kłamstwo! to kłamstwo!
GONIEC
- I dalej
- Kirkor tak rzecz prowadził: "Ogłoście po kraju
- Bezkrólewie! a kto się na zamku pokaże
- Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
- Koroną, w której znany brylant "żmije-oko"
- Między dwóma rubiny na trzech perłach leży,
- Tego królem obierzcie". - Lud zgodnym okrzykiem
- Przyzwolił na tę mowę, i osierocony
- Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony.
GRABIEC
na którego wszyscy patrzą
- Czemu ci ludzie patrzą na mnie jak gawrony?
SZLACHTA
- Klękajmy wszyscy przed tym ukoronowanym,
- On królem...
GRABIEC
- Co? ja królem? gdybym nie był pijanym,
- Upiłbym się z radości. Los głupi jak rura!
- Wyskoczyłbym ze skóry, gdyby moja skóra
- Nie była teraz skórą królewską.
SZLACHTA
- Żyj długo...
GRABIEC
- Sto lat! Sto lat żyć będę; wziąłem skórę drugą
- Jak wąż - jak wąż, panowie, mam oko z brylanta.
- Puściłbym się po sali z grafinią kuranta,
- Gdyby nie godność, prawda? która siedzieć każe.
- Tak się w mój tron złocisty królowaniem wrażę,
- Że nie oderwą ludzie od tronu człowieka.
- Proszę! co za dziw!
BALLADYNA
do Kostryna
- Słyszysz, jak burza się wścieka?
- Dzwonią deszczowe rynny. W tej okropnej burzy
- Słyszę głosy płaczące...
KOSTRYN
- To krzyk nocnych stróży.
BALLADYNA
- Nie, to są jakieś głosy inne, jęk ze świata
- Umarłych. - Lej mi wina. Wszystko tak się splata,
- Że chyba się powiesić.
GRABIEC
- Teraz po obiedzie
- Trzeba wymyślić wesołą zabawę.
- Każcie tu wpuścić kuchenne niedźwiedzie,
- Co kręcą rożnem; niech tańczą.
PIERWSZY ZE SŁUG
- Kulawe,
- Pan graf podstrzelił je...
GRABIEC
do Chochlika
- Więc ty, ministrze,
- Weź moje berło wierzbowe i na nim
- Graj jak na dudzie - a zatykaj bystrze
- Dziurki palcami, jeśli pomysł nowy,
- Dążący prosto ku uszczęśliwieniu
- Przyszłych poddanych, wypsnie ci się z głowy
- Przez głupie wrota. Słuchajcie w milczeniu...
- Graj!
CHOCHLIK
- Co grać, panie?
GRABIEC
- Kładź palce na dziury,
- To berło z mojej wykręcone skóry
- Wie, co ja lubię.
SKIERKA
- Graj! ja do wtoru
- Zawołam echa ciemnego boru,
- Co rzecz widziały.
Chochlik gra na flecie smutną pieśń wiejską, a zmięszane głosy w powietrzu poczynają śpiewać.
ŚPIEW
- Obie kocha pan;
- Obie wzięły dzban;
- Która więcej malin zbierze,
- Tę za żonę pan wybierze.
- Cha!... cha!...
Pieśń niknie jak echo.
BALLADYNA
- Co to się znaczy? kto śpiewał i taką
- Pieśń skończył śmiechem?
KOSTRYN
- Cyt... to przywidzenie!
BALLADYNA
- Ktoś śpiewał...
do Chochlika
- Proszę, graj -
do Kostryna na stronie
- A ty, Kostrynie,
- Patrz w twarze ludzi, a jeśli dostrzeżesz,
- Z ust których wyjdzie pieśń, powiedz; - obmyślę,
- Co z tym człowiekiem stanie się...
do Chochlika
- Dudarzu,
- Zagraj mi jeszcze wieśniaczą balladę
- I obudź echa wiszące nade mną
- W kopule sali. - Objaśnić pochodnie.
Chochlik gra.
ŚPIEW DUCHÓW
- Tobie szatan stróż
- Włożył w rękę nóż;
- Siostra twoja rwie maliny.
- A ty? a ty? Nóż twój siny
- Poczerwieniał krwią...O!...
- Pieśń kończy się echowymi jękami.
KOSTRYN
- Przestań, grafini mdleje.
BALLADYNA
- Nie.. ja żywa...
- Śpiewajcie... jeszcze. - Objaśnić pochodnie...
Chochlik gra.
ŚPIEW DUCHÓW
- Na twej czarnej brwi,
- Niby kropla krwi.
- Kto wie, z jakiej to przyczyny?
- Od maliny? lub kaliny?
- Może... cha!...
Pieśń kończy się echem.
BALLADYNA
daje znak ręką
- Dalej...
JEDEN Z PANÓW
- Co znaczy takie obłąkanie
- W oczach grafini? Czy prosta piosenka,
- Którą wieśniacy przy grabionym sianie
- Nucą na fletniach, tak ją biedną nęka?
BALLADYNA
- Dalej!...
JEDEN Z PANÓW
- Obudźcie tę kobietę bladą.
- Ona zasnęła i śpi z otwartymi
- Oczyma...
KOSTRYN
do nieruchomej Balladyny
- Pani!...
JEDEN Z PANÓW
- Rozkaż, niech ją kładą
- W gorące łoże, skościała jak drewno...
Grom bije głośny... Balladyna budzi się.
BALLADYNA
- Co ze mną było?... Jak ja okropnymi
- Sny przerażona.
do Kostryna
- Słuchaj, ty... ja na pewno
- Gadałam we śnie. Czy we śnie gadałam?
KOSTRYN
- Nie...
BALLADYNA
- Bogu dzięki. Ale gdy ja spałam,
- Wyście musieli rozpowiadać głośno
- O czym okropnym?
do gości
- Proszę, pijcie! - widzę,
- Że lepiej zrobię usiadłszy za krośno
- Niż przy pucharach.
GRABIEC
budząc się
- Przepraszam, panowie.
BIESIADNICY
- Za co?
GRABIEC
- Przepraszam i bardzo się wstydzę,
- Że byłem zasnął.
Pije.
- Zamku pana zdrowie!
BIESIADNICY
- Zdrowie Kirkora!
GRABIEC
- Podściwy! podściwy!
- Zamiast panować woli jeść maliny.
- Każcie, niech jaki leśnik lub myśliwy
- Pójdzie do boru i malin przyniesie.
BALLADYNA
- Straszne zachcenie...
GRABIEC
- W podzamkowym lesie
- Muszą być słodkie maliny i duże,
- I smakowite, skoro Kirkor woli
- Dzban takich malin, niż meszty papuże
- I płaszcz królewski. - Każ, niech nam podstoli
- Malin dzban poda na pokosztowanie.
BALLADYNA
- Odwagi!... nic się gorszego nie stanie.
- Słyszałam echa grobowych rozwalin,
- Ujrzę, czy więcej prócz słów co wyrzucą
- Wzruszone groby. - Malin! dajcie malin!
Pokazuje się cień Aliny z dzbankiem malin na głowie.
- Czułam cię dawno w powietrzu - a teraz
- Widzę. - Jak błyszczą oczy twoje? Biała!
- Ja się nie lękam - widzisz - ale ty się
- Nie zbliżaj do mnie...
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- O czym ona gada?
BALLADYNA
- Mów ze mną przez stół. - Niech mi jaki człowiek
- Da rękę - ja się boję -
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- Czy słyszycie,
- Jak ząb jej dzwoni o ząb z przerażenia?
BALLADYNA
- Idź... potępiona - odnieś, skąd przyniosłaś
- Ten dzbanek pełny czegoś, co się rusza,
- Jak to, co w grobie. - Czy powieszonego
- Na zamku wieży przed latami trupa
- Cień padł do sali i stoi na nogach
- Nie oddychając? - O! precz... widmo białe
- Zarżniętej -
Cień znika.
PIERWSZY ZE SZLACHTY
- Jaka woń malin! czujecie?
DRUGI ZE SZLACHTY
- Powietrze pełne malin...
BALLADYNA
padając
- O! umieram!
KOSTRYN
- Wody!... hej wody! Ja szaty rozdzieram,
- Lejcie tu na pierś - niech służebne wnidą.
Wchodzą kobiety.
- Wynieście panią...
Wynoszą Balladynę.
- Raczcie wstać od stołu,
- Pochodnie gasną. Napełnia ohydą
- Ten stół splamiony, resztki chleba, wołu.
- Czy chcecie rzucać ogryzione koście
- Wzajem na siebie, jak czynią Duńczycy?...
- Proszę do komnat. - Wy stoły wynoście;
- Wy z pochodniami poprzedzajcie króla,
- Gdzie dlań usłano w pobocznej wieżycy
- Łoże puchowe. -Jutro się rozhula
- Zamek i będzie wesoły jak wczora.
- Lecz na dziś dosyć... Panowie, spać pora.
- Proszę porzucać puchary i ławy -
- Jak ciężko Lachy odpędzić od strawy
- I od napoju; wiszą by pijawki
- Na ustach dzbanka, przy muzyce czkawki.
Podczas tej mowy wynoszą stoły. - Grabiec wyprowadzony przez
służbę z pochodniami. - Za nim wszyscy biesiadnicy i Kostryn wychodzi ostatni.
Scena II
Las przed celą Pustelnika. Burza trwa, Pustelnik i Kirkor.
KIRKOR
- Chroń się, starcze, do celi, burza tobie z głowy
- Okradnie siwe włosy. Ludzie i zdarzenia
- Kradną... złodziej płaszcz zedrze, a nędza koszulę.
- Trzeba wszystkiemu zbrojną ręką się opierać...
- Lecz smucisz się za wcześnie - bo ja ci przysięgam,
- Że zginę lub skradzioną koronę odzyskam.
- Oto choć bliski domu, mógłbym za godzinę
- Z ust żony pocałunków tysiąc wziąć na drogę
- I napić się jak ptaszek w różanym kielichu,
- Dziobiąc rosy perełki: wolę tej rozkoszy
- Zaniechać, a do Gnezna zaleciawszy nocą,
- Lud zebrać - i obwieścić wszystkiemu gminowi,
- Jakoś ty, dziedzic prawy, bezecną kradzieżą
- Dobra twego postradał. Potem zaś trębaczom
- Każę głosić po kraju i mieście, że kto się
- O tron Lachów zgłaszając pojawi na zamek
- Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
- Temu ja fałsz zarzucam; takiemu na czole
- Mieczem wypiszę słowo zasłużone: złodziej...
- Módl się więc za mnie, starcze, aby mi Bóg żywy
- Dał zwyciężyć na szrankach - i czekaj z powrotem.
PUSTELNIK
- Niech cię Bóg błogosławi.
KIRKOR
klaszcze, wchodzi Żołnierz
- Wsiadać na koń! lotem
- Trzeba spieszyć do Gnezna.
Rycerz wychodzi.
PUSTELNIK
- Słuchaj! ja ci radzę
- Wróć do zamku, odpocznij, po dalszej rozwadze
- Obaczysz co przedsięwziąć.
KIRKOR
- Ja, starcze, leniwy.
- Dzisiaj odrobić chcę całą pańszczyznę;
- A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy
- Z drogą małżonką. Całą ci ojczyznę
- Włożę na barki; a gdy będziesz dźwigał
- Rzeczy i ludzi, to ja się zakopię
- W zamku spokojny... Niechby mi dościgał
- Sad owocowy, niechbym małe chłopię,
- Dzieciątko moje, na rękach kołysał,
- O to się modlę... Ty mi zaś co roku
- Z tronu do chaty listy będziesz pisał.
- Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku
- Biały gołąbek i pod skrzydełkami
- Przyniesie powieść, pełną tych wielkości,
- Co budzą uśmiech i sen pod lipami
- Dają smaczniejszy... Król mi pozazdrości
- Żony i dziecka, i lipy, i chłodu,
- I snów pod lipą, i złotego miodu. -
- Żegnaj mi ! żegnaj! Nim słońce zaświeci,
- Będę w stolicy. Hop! hop! na koń, dzieci!
Kirkor wychodzi. Słychać tętent oddalających się.
PUSTELNIK
sam
- O Boże! Boże! Wolę, niech do Gnezna wraca,
- Niżby miał do tych piersi szlachetnych przycisnąć
- Krwawą swoją małżonkę. Bogdajbyś ty nigdy
- Nie znał, Kirkorze, z jakiej matki się urodzą
- Dzieci twoje. Bogdajby za pierwszą nagrodę
- Bóg uczynił cię wdowcem, nim ojcem uczyni.
Słychać głos Wdowy.
WDOWA
za sceną
- Biedna ja! biedna!
PUSTELNIK
- Co to za wołanie
- Tak pełne płaczu?
WDOWA
za sceną
- O biedna, ja biedna!
Wdowa wchodzi jak ślepa, szukając drogi ręką.
PUSTELNIK
- Jakaś kobieta, jak łachman w łachmanie,
- W noc tak okropną, ślepa, sama jedna!
do Wdowy
- Skąd, moja matko?
WDOWA
- Matko? O! na Boga,
- Tak nie nazywaj, córko niegodziwa!
- Matka? psia matka!
PUSTELNIK
- Skąd idziesz, uboga?
WDOWA
- Ja nie uboga. - Siwa, siwa, siwa,
- Jak gołąbeczek. - Nie wiesz, co się stało?!
- Grafini, moja córka, wielka pani,
- A ja na wietrze z głową taką białą.
- Mówię piorunom: bijcie! bijcie we mnie!
- I nie chcą słuchać... A w zamku zebrani
- Pijaki sobie winszują wzajemnie,
- Że córka moja pije, wielka pani. -
- Czy ty rozumiesz? - Ma zamek i wieże -
- Grafini -
PUSTELNIK
- Jak się córka twoja zowie?
WDOWA
- Zowie się córką. Ale ja nie wierzę,
- Ażeby ona miała oczy w głowie,
- Oczy, co płaczą. - W taką zawieruchę!
- W takie pioruny, na deszcz wygnać matkę.
- Co ją karmiła, co piersi ma suche,
- Starością suche - a włos taki biały,
- Jak co świętego.
PUSTELNIK
- Chodź pod moją chatkę,
- Ty drżysz od zimna! chodź!
WDOWA
- I zamek cały
- Do niej należy, wielki jak pół świata...
- Widzisz!... Grafini?!
PUSTELNIK
- Chodź!...
WDOWA
- Tu będę czekać;
- Czy moja córka wie, gdzie twoja chata?
- A kto wie? może, jak pies zacznie szczekać
- Na jaki łachman, wspomni o matce
- I każe szukać po świecie. - Być może!
- Wszak Bóg ma litość?
PUSTELNIK
- Chodź, przepłaczesz w chatce
- Tę noc burzliwą, a gdy błysną zorze,
- Ja cię powiodę do wielkiego króla;
- Do nóg się rzucisz błagając o litość
- I...
WDOWA
- Powiem - jemu:... "Ja biedna matula
- Do nóg się rzucam.
Klęka.
- Królu, złoty panie!
- Każ córce, która ma złota obfitość,
- Niechaj mnie kocha".
Wstaje.
- A król z tronu wstanie
- I zaprowadzi mnie do serca córki.
- O! o! o!
Płacze.
- Wiesz ty, za szkaplerza sznurki
- Wieszałam się na sośnie skrzypiącej, za gardło,
- Drzewo się ułamało...
- Głupia - ślepa, wybrałaś gałązkę umarłą,
- Gałązkę - córkę drzewa. - Żelazna gadzino,
- Nie zlitowałaś się ty matki wdowy?
- A ja by żyła chleba okruszyną
- W twoich pałacach! Niechby twoja ręka
- Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy
- Nie odganiała od pszenic ziarenka
- Zgłodniałej matki. - Wygnać w las! na burze!
- Wypędzić matkę! upadłam w kałużę
- I grom czerwony wyjadł z powiek oczy,
- Wyjadł do szczętu...
PUSTELNIK
- Oślepłaś?...
WDOWA
- Mózg toczy
- Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem
- Tyle światłości, że mogłam za borem
- Rozróżnić białe słońce od księżyca;
- A teraz...
Błyska.
PUSTELNIK
- Jak to? i ta błyskawica
- Nie świeci tobie?
WDOWA
- Wzrok ludzi nie strzeże
- Od Boga ręki - co mi dziś po wzroku.
- A wiesz ty? wiesz ty, że ja teraz wierzę,
- A nie wierzyłam dawniej - że co roku
- Ptaszki jaskółki nim pójdą za morze,
- Stare, zgrzybiałe, biedne matki - duszą.
- Tak, tak, tak... ludzie prawdę mówić muszą.
- Żebrząc po świecie, piosenkę ułożę;
- Groszową piosenkę o jaskółkach czarnych,
- Co duszą matki - proszę! w ptaszkach marnych
- Taka nielitość! Wygnać matkę starą,
- Głodną, na cztery wichry, targające
- Za siwe włosy.
PUSTELNIK
- Podściwych tysiące
- Padają na tym świecie złych ofiarą.
- Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka?
WDOWA
- To i ty matka... i ty także matka?
- Nie pójdę z tobą, bo się będziem kłócić
- O piękność imion naszych córek - moja...
- Ach, gdybyś ty mię z grobu chciał occucić,
- Wołaj: Bladyna. - Pójdę szukać zdroja
- I pić jak wróble, zadzierając główkę
- Do Pana Boga - dzięki mu, dał wody.
Śpiewa mrucząc
- Stara miała jedną krówkę
- I chacinę, i ogrody,
- I dwie córki...
Odchodzi w las.
PUSTELNIK
- Po kraju całym szukać każę
- Tej matki - i okropny sąd wydam na dziecko.
Odchodzi do celi.
Scena III
Noc - błyska. - Sala bez światła w zamku Kirkora.
Skierka i Chochlik wychodzą z drzwi, którymi wyprowadzono po uczcie Grabka.
SKIERKA
- Nasz pan usnął tam na wieży
- I śpi głęboko; ja lecę,
- Nim się ta burza uśmierzy,
- Kąpać się w błyskawicach.
CHOCHLIK
- Ja wyprawiam hecę
- W stajni, gdzie nad wrotami nie przybito sroki.
- Czy wiesz, że na tej wieży puchacz jednooki
- Zaprosił mnie na ucztę? będzie patrzał krzywo,
- Jeśli pogardzę udem zadziobanej myszy.
SKIERKA
- Ja matkę bociana siwą
- Lecę nakarmić; nie słyszy
- Na prawe ucho i ślepa;
- Wczora od chłopskiego cepa
- Uratowałem niebogę...
- Polecę, czekać nie mogę.
- W taką burzę biedna stara
- Może z przestrachu umarła.
CHOCHLIK
- Co to za stuk?...
SKIERKA
- To burza drzwi zawarła.
CHOCHLIK
- Cyt... ktoś idzie...
SKIERKA
- Jakaś mara
- W bieli... przez okno wylecę...
- Wylatuje przez okno.
CHOCHLIK
- Za nim! na koniach w zamku wyprawować hecę.
Wylatuje.
Scena IV
Sala taż sama.
BALLADYNA
sama wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku
- Nie mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam.
- W koszuli - wstyd! gdyby cię kto zobaczył
- W koszuli z nożem w ręku? - Jak tu ciemno!...
Idzie ku wieży.
- Cyt... jakiś szmer? - Wiatr mi zgasił świecę...
- To przywidzenie - nic nie słychać, zamek cały
- Głęboko śpi... Lecz jeśli śpi ten człowiek
- Z otwartą powieką?... to co? to co?
- Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro
- Żałować będę, wiem, żałować będę.
- Wiatr zamknął za mną drzwi, a ja myślałam,
- Że jaki ciemny duch zamykał za mną;
- I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę,
- Jakbym się bała spotkać z czym okropnym.
Ogląda się.
- A widzisz, nie ma nic, nic nie ma. Ciemne
- Powietrze. Mgła; żadnych nie widać mar.
Błyska.
- Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była
- Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany
- Widziałam białe. - Cyt. - Nie słychać nic -
- Spiesz się! - Lecz jeśli żar błyskawic lunie
- Na moją twarz, gdy będę z nożem stała
- Nad nim; to co? - Ogień pokaże tobie
- Miejsce, gdzie masz uderzyć. - O, błyskawice!
- Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy,
- Bądźcie mojego czynu słońcem. - idę.
Wychodzi na wieżę.
Scena V
Sala taż sama.
KOSTRYN
wchodzi zbrojno z dobytym mieczem
- Drzwi otworzone. Teraz mię, fortuno,
- Prowadź i pomóż ze złotego cielca
- Jak Jazonowi złote obciąć runo,
- A ja przysięgam, że choć syn wisielca,
- Będę na tronie jako syn książęcy;
- Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy
- Lepszych ode mnie. - Cyt. - To puchacz huczy
- Na wieży zamku. - Idźmy na drabinę -
- Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy
- Od bram zamkowych, płachtami obwinę
- Konia podkowy - i z ową koroną
- W pochmurnej nocy jak duch czarny zginę;
- A co nad wszystko: z cudzołożną żoną
- Rozbrat na wieki. O! szatanie prowadź!
Chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną.
- Kto to?
Cofa się z przestrachem.
BALLADYNA
- Ja.
KOSTRYN
- Sama - w ciemnościach - co znaczy?
- Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować.
BALLADYNA
- Przynieś mi światła; niech światło zobaczy,
- Jak ja okropnie muszę być czerwona.
- Skończyłam. - Kogo ty ratować chciałeś?
- Już zdaje mi się, że ta burza kona,
- Ustało błyskać. - To i ty słyszałeś
- Ten jęk okropny?... aż tu było słychać?!
- To dziwne! Kiedy przestawał oddychać,
- Raz westchnął. - Idź ty po światło, Kostrynie,
- Idź na dół.
Kostryn wychodzi.
- Dziwnie krew pachnie ode mnie...
- Stało się - stało; teraz nadaremnie
- Żałować rzeczy. Stało - się przeminie.
- Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy. -
- Świecy! - mój cały zamek za błysk świecy!
Kostryn wchodzi bez światła.
KOSTRYN
- Wszystko śpi w naszej ceglanej fortecy,
- Nawet zgasły latarniowe słupy
- Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić?
BALLADYNA
- Nie budź nikogo; musiałam zabrudzić
- Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią.
KOSTRYN
- Wzięłaś koronę?
BALLADYNA
- Nie... stój, pójdę po nią.
- Ja się nie lękam. Wiem gdzie stoi łoże.
Wychodzi Balladyna na wieżę.
KOSTRYN
- Straszna odwaga. Omal tobie, Boże,
- Nie podziękuję, że mi ona kradnie
- Czyn ten okropny... Chciałbym na jej czole
- Zobaczyć, jaką barwą lwica bladnie.
Balladyna wraca bez korony.
BALLADYNA
- Próżno w ciemnościach macałam po stole,
- Ten stół miał jakieś rysy zimnej twarzy.
- Może to nie był stół...
KOSTRYN
- Ty stój na straży,
- Ja pójdę szukać...
BALLADYNA
- Stój... Nie, idź - wszak ja się
- Nie lękam siebie. - Nawet nie żałuję...
Kostryn wychodzi na wieżę.
- Ja wiem, że zwykle Lachom żal po czasie
- Zawraca głowy i sen cichy truje.
- Może się teraz trup czerwony snuje
- Przed ludzi śpiących oczyma, a oni
- Przez sen żegnają krzyżem cichą marę. -
- Schodzi po wschodach; jak te szczeble stare
- Trzeszczą...
do Kostryna, który wchodzi z koroną
- Znalazłeś... ty coś trzymasz w dłoni?
KOSTRYN
ponuro
- Tak.
BALLADYNA
- Daj. Nie! nie! nie! nie zbliżaj się do mnie,
- Bo będę wołać ratunku od ludzi...
- Stój tam.
KOSTRYN
- Co znaczy? mówisz nieprzytomnie.
BALLADYNA
- Stój tam, bo krzyknę, zamek się obudzi,
- Stój tam z daleka, aż w tobie przeminie
- Ta myśl... W powietrzu ją czuć... o! Kostrynie,
- Chciałeś mię zabić, serce twoje biło
- Głośno, jak moje bije, gdy zarzynam.
KOSTRYN
- Jeślim to myślał, na wieki przeklinam
- Ów zakąt mózgu, gdzie się urodziło
- Szalone dziecko.
BALLADYNA
- Chodź tam, do komnaty...
- A namówimy się po cichu razem,
- Co jutro czynić...
Rozwidnia się trochę.
KOSTRYN
- Doniosły mi czaty,
- Że Kirkor wrócił do Gnezna, żelazem
- Grożąc takiemu, co by się z koroną
- O tron upomniał...
BALLADYNA
- To nic... będę miała
- Ludzi i miecze; a za moją stroną
- Będzie ta tłuszcza ludzi, omal cała
- Karmiona w zamku... Kirkor nie poskromi
- Złotego deszczu. - Cyt -
KOSTRYN
- Nic, to na dworze
- Wróble świegocą.
BALLADYNA
- Jak to? już dzień? Boże!
- Jak biała światłość... mdło mi! mdło mi! mdło mi!
KOSTRYN
- Idź, prześpij szarą godzinę poranku.
- Ja sam obudzę, gdy słońce zaświeci;
- Staniesz w rycerzy uzbrojonych wianku.
- Jakoś to będzie - wojsko nam się skleci.
- Daj klucz od skarbu, będę mierzył garcem
- Przekupne złoto.
BALLADYNA
- Skończ także ze starcem,
- Co mięszka w celi - a nas tylko dwoje
- Będzie wiedziało.
KOSTRYN
- Ty ciężarna; troje.
BALLADYNA
- Jak to? i dziecko noszone w żywocie
- Będzie wiedziało? - Idź! - W biednej istocie
- Nieurodzonej taka tajemnica.
- Ty się najgrywasz? Jeśliby tak było,
- Jak ty powiadasz, czy ja szalenica
- Porodzić żywe? Lecz nie - będzie żyło,
- Dziecko nic nie wie...
KOSTRYN
- Niechaj moja lwica
- Spać się położy - i zbudzi się świeża
- Do nowych czynów, w przyłbicy rycerza.
Wychodzą.
Koniec aktu czwartego