Że zlekceważon przez cię jest nasz król,
Że w tobie się li miłość ku śmiertelnym święci.
Jakiż bezpłodny to szał
Twa miłość, druhu mój,
Chcąca uszczęścić ziemię!
Powiedz, czy może strasznych cierpień zwał,
Ciężki brzemienny znój
Zdjąć z ramion twych
To nikłe, ślepe, jednodniowe plemię,
Do mar podobne mdłych?
Przecież to prawda, że, co bóg uchwali,
Tego już żaden ludzki zamysł nie obali.
Po twojej doli to wiem,
O Prometeju, ach,
Po twej haniebnej kaźni!
Inne dziś pieśni dźwięczą w uchu mem,
Nie te — skąpane w łzach —
Ale ów wtór,
Który do ślubnej śpiewałam ci łaźni,
Gdyś jedną z nadobnych cór
Oceanowych, siostrę Hezionę,
Bogatem ją zdobywszy wianem, brał za żonę.
IO: Co to za kraj?
Co za lud?
Któż to tam leży? Któż?
O skalny powalon cios,
Zacoś igraszką burz?
W pętach za jakie cierpisz winy?
Wiadomość mi daj,
Do jakiej mnie dzisiaj wwiódł
- ↑ {{#section:Strona:PL Ajschylos - Prometeusz skowany.djvu/54|p31a}}{{#section:Strona:PL Ajschylos - Prometeusz skowany.djvu/55|p31b}}