Uwaga
Serwis Wedateka jest portalem tematycznym prowadzonym przez Grupę Wedamedia. Aby zostać wedapedystą, czyli Użytkownikiem z prawem do tworzenia i edycji artykułów, wystarczy zarejestrować się na tej witrynie poprzez złożenie wniosku o utworzenie konta, co można zrobić tutaj. Liczymy na Waszą pomoc oraz wsparcie merytoryczne przy rozwoju także naszych innych serwisów tematycznych.

Strona:Klemens Junosza - Dzień ś. Józefa.djvu/5

Z Wedateka, archiwa
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ta strona została zatwierdzona


zważano więc nawet, jak ten cichy, małomówiący Janek, patrzył godzinami całemi w modre oczy Józi, a kiedy przyszedł 19 marca, pierwszy ucałował jéj rączkę w milczeniu, nie siląc się na czcze komplementa, ani téż nie wyrażając uczuć, których może sam się obawiał...
Zjechało się mnóstwo gości, landary i wózki zabłocone po osie stały na dziedzińcu, wąsaci stangreci czyścili je, klnąc tego co wymyślił mycie w szczególności i porządek w ogóle.
Siostrzeńcy, siostrzenice, wnuki, wnuczki, jedném słowem cała familia z kilkudziesięciu osób złożona, zasypywała siwowłosego dziadka życzeniami setnych lat, a tak się starali wszyscy w tych życzeniach prześcignąć, że gdyby setna część została spełnioną, to życie pana Rymszy zamieniłoby się w wieczność, co jak sądzić należy, niezupełnie było zgodném z interesami krewnych.
Był i szczęśliwiec, w którego ręce pan Józef chciał złożyć losy pięknéj Józi. Na podwójną uroczystość przybył ów pan Adam aż z Warszawy, pomimo dróg fatalnych i czasu, który mu wcale nie przypadał do gustu.
Pan Adam lubił komfort, życie jego podobném było do doskonałego zegarka: o jednéj i téj saméj godzinie wstawał, chodził do biura, jadał, pijał, kładł się spać. Co rano chodził do kościoła, a co wieczór odwiedzał wesołe przybytki sztuki nie zawsze pięknéj. Nie licowało to bardzo jedno z drugiém, ale pan Adam był zręcznym dyalektykiem i usprawiedliwiał wszelkie kazusy. Powiadano o nim, że miał w sobie coś z Tartuffa i coś z Donżuana. Z obydwóch wybierał to tylko, co mu było potrzebném. Rano spuszczał oczy jak pierwszy, wieczorem przewracał niemi jak drugi. W kole dewotek był świętym, w kole bachantek bachusem. Jeżeli popełniał czyn mniéj harmonizujący z teoryami które wygłaszał, czynił to „z obrzydzeniem” i tym sposobem zmniejszał sobie połowę winy, drugą